Nie wiedziałem, że anioły umieją płakać
Nie wiedziałem, że anioły umieją płakać
Nie wiedziałem, że anioły umieją płakać...Rzekł do niej zawieszając na moment głos.Chwilę potem przechylił głowę lekko w prawo i w dół by spojrzeć na nią.Łzy spływały jej po policzkach ciurkiem kiedy uniosła wzrok ku górze by spojrzeć mu w oczy.Nie do końca rozumiała, może pogrążona w smutku, własnej krainie cierpienia skutej pod powierzchnią lodu nie zarejstrowała na poziomie świadomościtych słów.Może tak było, może było zupełnie inaczej.-co masz na myśli? Spytała.Uśmiechnął się do niej lekko, zaledwie kącikami ust. Milczał patrząc wprost przed siebie pozornie na trwę pod ich stopami, która tej wrześniowej pory była jeszcze przepełniona upojnością letniego słońca, jego wzrok zdawał się błądzić wśród drzew i okaljących ławkę gdzie siedzieli i staw.Tym razem to on zniknął pogrążony we własnych wspomnieniach.-zadałam ci pytaniejej cichy głos obudził go ze snu na jawie.Z tonu głosu Wi wyczytał nutę zniecierpliwienia, ale to chyba dobrze...pomyślał.Na moment, na pewno przestała czuć się okropnie, na moment znikł wszechogarniący ból istnienia, pustka i sam Bóg raczy wiedzieć co jeszcze przykrego.-wiele lat temu, no może nie aż tak wiele, kiedy byłem ciut starszy od ciebie teraz marzyłem... zawiesił głos i przegryzł dolną wargę powstrzymując się przed bezpośrednim przedstawieniem sprawy, która podana w ten sposób była by nie zrozumiana albo źle zinterpretowana.Mogła by smakować jak zimna zupa w drogiej restauracji albo jak pizza, którą jesz na randce do momentu gdy zostają ci dwa kawałki i nagle dostrzegasz robaczka żwawo i radośnie grasującego po talerzu... fuuujak sobie tylko przypomne..To wspomnienie wyrwało mnie natychmiast z zamyślenia i by nie czuć tego wstrętu podjąłem temat dalej.Miałem Wi jedno jedyne wspaniałe marzenie. Nie wiem kiedy i jak się zrodziło, ale było naturalnie piękne oraz bardzo romantyczne. Jak się jednak później dowiedziałem na własnej skórze.. żaden z romantycznych bohaterów Mickiewicza czy Kordian ten od nieudanego zamachu na cara z książki Siekiewicza.. żadnen z nich nie skończył dobrze.. Było to coś wspaniałego i wyjątkowego a dopiero dziś rozumiem istotę tego marzenia i moje nipohamowane dążenie ku jego urzeczywistnieniu.Zrobiłem sekundową pauzę i nadałem tonowi głosy bardziej patetycznego stylu mówiąc.. Piękno istoty tej wspaniałej energii tkwiło w jej czystości i niestety nie pasowało do tego świata.Byłem wtedy inny wiesz Wi...Przerwałem wypowiedź jak bym właśnie łapał oddech po 400 metrowym sprincie przez płotki.-czemu? Zapytała mnie tym cichym ledwo docierającym do moich uszu głosem, melodyjnym, niosącym kruchość jej stworzenia.Kruchość diamentu nie jest jego wadą lecz mówi o jego wrażliwości, którą nie jest słabością lecz prawdziwą siłą.. pomyślałem.-co?? Powiedziałem jednak bo nie spodziewałem się takiego pytania.Chyba głośno myślę rzekłem i na tym samym oddechu nie robiąc pauzy mówiłem dalej.-straciłem moje marzenie, pękło jak bańka mydlana.Sądziłem, że je realizuje, cieszyłem się, że życie jest takie wspaniałe. Jak ja się wtedy myliłem, bo było zupełnie inaczej.Byłem zaślepiony, byłem głupcem wymyślałem sobie i mogłem tak w nieskączoność a przecież nie mam już do siebie o to żalu. Dziwne.Jakiś czas temu, w te wakacjewydarzyło się coś ciekawego...Po latach osiadł kurz na moim marzeniu a z czasem z półki w sercu wyniosłem je razem z kartonem rupieci do piwnicy.Zawiesiłem głos.. po raz kolejny -przełknięcie tej porażki miało smak żółci, było ponad moje siły i możliwości.Przewracałem się, wiłem krzyczałem i rzucałem jak raki, któe świętej pamięci moja babcia rzucała do garnka z gotującą się wodą.Pamiętam ich krzyk ich jęk. Babcia nie była bynajniej okrutna. Tak je przyrządzano. Nie wiem czemu akurat tak. Dziś nie potrafiłbym tego sam uczynić. Nie miało to kultu tradycji z jaką przyrz