Nie chcę pamiętać
Kiedy jestem w zasięgu twojego wzroku, natychmiast się uśmiechasz. To dobrze - zawsze to bezpieczniej.
Dziś nie jest inaczej. Widzisz mnie i wręcz wybuchasz uśmiechem, a ja lubię go odwzajemniać.
- Dobrze, że jesteś - mówisz, a mi serce zalewa fala ciepła.
Nie daję się jednak ponieść fantazji i zszedłszy na ziemię, pytam:
- A co trzeba?
- Myślisz, że zawsze czegoś od ciebie potrzebuję? Może zwyczajnie się stęskniłem - mówisz, nie rezygnując z uśmiechu.
- Wątpię - odpowiadam wesoło, dopuszczając do głosu moją rozbrajającą szczerość.
W wyrazie twojej twarzy zachodzi nagła zmiana. Starasz się zrobić coś z uśmiechem - teraz będziesz krzyczał, a on wiarygodność tegoż procederu będzie skutecznie podważał. Przybliżasz dłoń do twarzy, a ja przez moment mam wrażenie - ba, niezbitą, magiczną pewność - że chcesz ten uśmiech zdjąć z warg i zamknąć w dłoni czy też schować do kieszeni. Tłumisz przejawy radości, ale robisz o rozczulająco nieudolnie.
- Asia - zaczynasz podniesionym tonem, a ja rozmyślam nad tym, co powiedziałeś. Ciszę przerwało imię - żeńskie imię, zdrobnione, a w dodatku moje. Asia... Wiesz, że zawsze tak do mnie mówisz? Chociaż nie, dwa razy powiedziałeś Aśka, ale zabrzmiało to w twoich ustach przerażająco obco. W sytuacjach najwyższej oficjalności stosujesz pełną formę, używasz Joanny. Jak się wtedy czuję? Jak uderzona w policzek. Ale raz - jeden, jedyny - powiedziałeś Asiu. Pomyliłeś się albo zapędziłeś, ale przekroczyłeś tę ustaloną przez siebie idiotyczną granicę spoufalenia. Z zaskoczenia nie mogłam wtedy wypowiedzieć ani słowa.
- Czy ty myślisz, że ja zawsze coś od ciebie chcę?
- Tak - odpowiadam niezrażona jego sztucznym podniesieniem głosu. Przecież widzę, że z oczu wystaje mu uśmiech, może krzyczeć. Lubię ten jego wymuszony ton - z tej sympatii powtarzam wesoło: - Tak, przecież oboje o tym wiemy.
Ale nie mam żalu. Lubię cię, naprawdę cię lubię - razem z twoją skłonnością do wykorzystywania mojej naiwności.
- To źle myślisz - przestajesz silić się na powagę - teraz przychodzi ci z łatwością, co zmienia moje nastawienie do tego, co zaraz przetnie powietrze. - Asia, przecież my jesteśmy do siebie tacy podobni - mówisz.
Stoję osłupiała i boję się zareagować, mimo że nie widziałam cię nigdy takim poważnym. - Asia, jesteś dla mnie ważna, naprawdę. Dużo dla mnie znaczy to, że nigdy nie wzbraniasz się przed podaniem mi pomocnej dłoni. Że nigdy nie zwlekasz z niczym i... że jesteś tuż obok. Przecież ja bez ciebie... Wiesz, ile bym znaczył bez Anioła Stróża?
Twoje słowa tętnią mi w uszach, dostają się do otwartych ze zdziwienia ust i wyznaczają rytm mojej roztańczonej krwi. Zaciskają się na mojej krtani, by po chwili otulić mnie całą. Biegną po moim karku, powodując dreszcz i próbują spaść po policzkach, ale nie pozwalam im na to. Chcę mieć w sobie twoją część, tych kilka słów, których nigdy od ni&sh