Ogień zemsty rozdz.1
Tradycyjnie - dosyć długie.
Cienka warstewka szronu pokryła grubą pierzynę ze śniegu, dzięki czemu śnieżny puch pięknie się skrzył w świetle wyglądającego zza chmur księżyca. Korony drzew migotały na tle nieba niczym złośliwe ręce istot z Pradawnych Wieków.
W położonej niedaleko głównej drogi karczmie „Pod Turem" unosiły się gorące opary jadła i typowy dla takich miejsc smród męskiego potu i przeterminowanego piwa. Było także bardzo głośno.
Na chwilę drzwi się otworzyły i do izby próbował wedrzeć się mróz. Zamknęły się z cichym trzaskiem i do baru podeszła osoba w długim jasnym płaszczu, z kapturem obitym szarym futrem.
Karczmarz przecierał właśnie kufle, gdy uniósł głowę i spojrzał na twarz, skrytą w półmroku kaptura. O mało nie wypuścił kufla z rąk. Dumne spojrzenie zielonych oczu w kształcie migdałów i malinowe usta utkwiły mu w pamięci do końca życia.
Kobieta złożyła zamówienie i zniknęła w tłumie poszukując wolnego miejsca. Karczmarz westchnął jak po boleśnie pięknym śnie.
Tymczasem ona zdążyła już odnaleźć stolik, przy którym siedział karzeł z patrzącymi złowrogo wąskimi oczkami. Usiadła na ławie naprzeciwko niego i zrzuciła z głowy kaptur.
Lśniące, czarne loki podskoczyły jak sprężynki, okalając drobną twarz. Niedbałym, ale pełnym gracji ruchem kobieta poprawiła włosy. Potem rozejrzała się wokół, a gdy już nie mogła dalej unikać rozmowy z karłem, popatrzyła głęboko w zgniło-brązowe oczy.
Z gardła karła wydobył się syk.
- I cóż wyprawiasz, nieszczęsna?
- Zwracaj się do mnie z należnym tytułem.
We wzroku stworzenia błysnęło zadowolenie.
- Zachowujesz przynajmniej resztkę dumy. To dobrze, Księżniczko.
Spojrzała na niego wyniośle.
- W tym królestwie nie ma osoby bardziej godnej i dumnej ode mnie.
- I tak być powinno, jeśli... - reszta zdania utonęła w powstałym nagle zgiełku.
Księżniczka odwróciła się i ujrzała rosłych żołnierzy królewskich, usiłujących zaaresztować kilku z przejezdnych drabów. Powstała bójka szybko przeniosła się na całą karczmę.
Karzeł zeskoczył z ławy i udał się w kierunku drzwi. Kobieta zarzuciła kaptur na swoje lśniące, czarne sploty i podążyła za nim. Żaden z żołnierzy nie zauważył jej zjawiskowej urody.
Na zewnątrz czekały na nich dwa konie: masywny, brązowy kuc i lekki, smukły kasztanek o mądrych oczach. Dosiedli ich, a zwierzęta bez cienia sprzeciwu, choć odpoczynek był zbyt krótki, pognały wzdłuż gościńca.
Nocne powietrze porywało poły płaszcza Księżniczki, siedzącej po męsku. Kaptur zsunął się z czoła i uwolnił ciemne kosmyki. Widząc to, karzeł zaczął się niespokojnie rozglądać wzdłuż drogi.
- Proponuję skręcić w najbliższą mniej uczęszczaną drogę. - zaskrzeczał.