Mściciel Peruna
yłożonym do jego gardła.
- Nic więcej nie mogę cie nauczyć młodzieńcze - rzekł starzec - przekazałem Ci cała moją wiedzę. Mam jeszcze dla Ciebie dwa, a w sumie trzy podarki.
Weszli do chaty. Spod zwałów skór starzec wydobył najdziwniejsza broń, jaką Pełko widział w życiu. Miecz, wykuty z ciemnozielonego kamienia.
- To fulgurytowy posłaniec śmierci. Pierwszy prezent. Nie powiem Ci skąd go mam, ale wiedz, że nie stępisz go, choćbyś tłukł nim w najtwardsze żelazo. Nie pęknie, nawet przygnieciony zwałami głazów. Weź go i z jego pomocą dopełnij swego przeznaczenia. Drugi podarunek to imię twojego wroga. Ulfgard Szary, wódz ludów północy. Wikingów. Z nim przyjdzie Ci się zmierzyć już niedługo. Po trzeci musimy iść, ale wpierw rzeknij mi, czy jesteś gotowy zginąć, by pomścić śmierć rodziny i bliskich.
Pełko kleknął przed siwobrodym.
- Nie wiem jak Ci dziękować starcze. Jestem gotowy umrzeć, w obronie honoru mojego i mych zmarłych towarzyszy.
- Świetnie, więc chodźmy - rzucił starzec i ruszył w środek gęstej puszczy.
Młodzieniec podążył wraz z nim, ściskając w dłoni tajemniczy, fulgurytowy miecz. Czuł, jak dziwne mrówki przechodzą mu po ręce w której trzymał broń. Starzec nic nie mówił, tylko uśmiechając się pod nosem, parł przez gęste krzewy. Wreszcie, po kilku godzinach marszu, doszli nad brzeg morza. Zapadł wieczór. W dole, na falach, kołysała się niewielka łódka.
- To trzeci podarek - starzec wskazał palcem na łajbę - a to twój przewodnik - dodał, wskazując tym razem na najjaśniejszą gwiazdę na niebie - miej go zawsze po lewej stronie, a dopełnisz zemsty.
Pełko klęknął przed mędrcem i pocałował go w rękę.
- Odejdź już chłopcze, płyń ku przeznaczeniu - rzekł stary i odwrócił się. Po chwili zniknął w wieczornej mgle.
Pełko wsiadł do łodzi, chwycił wiosła i bacząc, by gwiazda była zawsze po lewej burcie, popłynął w nieznane.
Nie wiedział jak długo żeglował. Pchany morskim prądem, pomagając sobie wiosłami, dopłynął w końcu do lądu. Wysiadł na piaszczystej plaży. Był wczesny ranek i mgła otulała cały krajobraz. Na niebie powoli zbierały się ciężkie, burzowe chmury. Pełko chwycił miecz i ruszył przed siebie. Roślinność była tutaj całkowicie inna niż w jego stronach. Dominowały wysokie drzewa iglaste, oraz trawiaste stepy. W oddali majaczyły pokryte białym śniegiem, wysokie szczyty. Około południa, dotarł do kolejnej plaży. Na prymitywną wędkę złapał kilka ryb i posilił się nimi, piekąc je na niewielkim ognisku. I wtedy go zobaczył. Tak dziwnego statku jeszcze nie widział. Długi i niski, z ogromną głową gada wyrzeźbioną z przodu. Sunął majestatycznie w stronę lądu.
- Wikingi - pomyślał Pełko.
Zerwał się na równe nogi i pobiegł w stronę wybrzeża, na którym prawdopodobnie miał zacumować statek. Przyczajony za niewielką skałą patrzył, jak ludzie północy znosili z pokładu skrzynie wypełnione łupami. Zobaczył także Ulfgarda. Do końca życia nie zapomni tych kruczoczarnych włosów, tych pałających rządzą mordu i grabieży oczu. Spojrzał na niebo. Chmury przesłoniły je całkowicie, tak że zapanowała szarówka. Od strony morza napłynęła gęsta mgła. Delikatnie otoczyła plażę i całą okolicę. Ograniczyła widoczność do kilku metrów. Pełko słyszał teraz tylko głosy ludzi, znoszących w dole towary ze statku.
- Perunie, Jarowicie, Łado. Bądźcie ze mną. Pozwólcie mi pomścić śmierć najbliższych. - po tej wypowiedzianej w myślach modlitwie, ścisnął w dłoni fulgurytowe ostrze i zbiegł po grani. Poczuł jakby on i broń byli jednością. Czuł się z nią związany, przepełniała go swoją energią i sprawiała, że czuł się niezwyciężony.
Wikingowie na plaży, ustawieni w kręgu, dzieli między soba zdobyte łupy. Nagle do ich uszu doszedł dziki wrzask.
- Peeeruuunnnnn!!!!
Obnażyli miecze, zdjęli z pleców topory. Wpatrzeni w