Most
Cokolwiek rodzice jeszcze mówili, to nie było przyjemne, ale z każdą chwilą bolało coraz mniej. Justynie już było wszystko jedno. To, że była zerem, darmozjadem zostało ustalone, to, że jej ukochany facet wybrał inną było faktem, to że nie miała matury i perspektywy na spełnienie się zawodowe nie dało się ukryć. Miała 19 lat i była zerem bez szans na szczęście. Nie chciało jej się żyć tak bardzo, że gdyby rozstąpiła się ziemia i ją wchłonęła z lubością poleciała by w czeluść i to głęboko, jak najgłębiej i niechby paliło, piekło i bolało, byle zniknąć.
Nie wiedziała jak dotrwała do wieczora. W sumie to był ciąg podobnych sobie minut i godzin. Cokolwiek się działo było równie bezbarwne i poza nią. W nocy nie mogła spać, a nad ranem zdecydowała. Była trzecia, może kwadrans po. Wstała, wciągnęła dżinsy, założyła kurtkę i cicho wyszła z domu. Nie wiedziała jeszcze co zrobi i jak, ale była pewna, że ucieknie od wszystkiego, jak najdalej. Wchodząc na most nie wiedziała nawet, że na niego wchodzi. Uświadomiła sobie kiedy stała na środku. Miasto było ciche o tej porze. Bardzo rzadko przejeżdżał jakiś samochód. Słychać było szum i plusk wody, oraz pokrzykiwanie mew kołujących nad rzeką. Stanęła przy barierce i zapatrzyła się w ciemną toń. Wydała się tak pociągająca i zachęcająca jak nic od dawien dawna. Od wielu miesięcy nie czuła takiego zapału do zrobienia czegokolwiek, jak w tym momencie do tego, aby połączyć się z tą wodą. Stała jeszcze moment i już była zdecydowana. Zerknęła jeszcze wokół, aby sprawdzić czy nikt jej nie widzi i niedaleko zobaczyła postać. Ktoś siedział na barierce mostu kawałek dalej i patrzył w wodę. To był chyba chłopak ubrany w dżinsy i bluzę dresową. Coś mamrotał pod nosem. Przeżegnał się. Chyba się modlił. Zaczął się zsuwać z poręczy, a w niej wtedy coś krzyknęło.
- Stój! – wydobyło się z jej krtani i ze zdumieniem rozpoznała swój głos. Poszła szybkim krokiem w jego stronę, a on zwrócił na nią oczy. To był młody chłopak o jasnych włosach. Najwyraźniej zawahał się. Nie wiedział czy ma skoczyć, czy poczekać. – Poczekaj! – krzyknęła znowu, zbliżając się w jego stronę coraz bardziej.
- Odczep się! – odkrzyknął w jej stronę załamującym się głosem – Nie zbliżaj się!
- Nie chcę cię powstrzymywać, tylko skoczyć z tobą. Poczekaj. Skoczymy razem. – Podeszła, przełożyła nogę przez barierkę, wspięła się ostrożnie, usiadła nieopodal niego i trzymając się kurczowo, ze wzrokiem utkwionym w wodę przedstawiła się – Jestem Justyna.
- Kamil – odpowiedział chłopak po chwili i zerknął na nią. – Naprawdę chcesz skoczyć? – spytał.
- Chcę - potaknęła - Nie chcę już nic innego. – Po jej policzkach popłynęły łzy.
- Ja też – odpowiedział Kamil potakując głową i na jakiś czas zaległa cisza. Woda szumiała, mewy pokrzykiwały, latarnie na moście zaczęły kolejno gasnąć. Młodzi ludzie zerknęli na siebie.
- Jestem gejem. Wiesz? – odezwał się w końcu on – Popieprzone życie. Moi rodzice nigdy tego nie zrozumieją. Ja sam tego nie rozumiem. To jakieś pochrzanione. Próbowałem być facetem, ale nie potrafię. Pośmiewisko dla całego świata. Usunę się, to wszystkim ulży.
- No chyba, że gdzieś czeka inny gej dla którego byłbyś spełnieniem marzeń. Wtedy nie wszystkim ulży. Komuś będzie gorzej. – zauważyła Justyna. Samo to z niej wyszło.
- Jeżeli gdzieś taki istnieje, nawet nie wie o moim istnieniu. To jest… to jest… tak nieprawdopodobne… w naszym kraju? W naszej rzeczywistości? To jest absurdalne, niemożliwe.
- Masz rację… w naszym kraju to mało realne.
- A ty? Dlaczego chcesz skoczyć?
- Oblałam maturę, mój chłopak kocha inną, rodzice uważają mnie za zero. Takie tam. Nie chce mi się już żyć. Nie mam siły i mam dosyć.
Na chwilę znów zaległa cisza, po czym chłopak przerwał ją niespodziewanym komunikatem.
- Jesteś piękna – zawiadomił, zerkając na dziewczynę kątem oka.
- Bo ty się na tym znasz. Tak? – zaśmiała się cierpko - Podobno jesteś gejem.
- Tobie pierwszej to powiedziałem. Jestem, ale to nie znaczy, że nie potrafię dostrzec kiedy kobieta jest piękna. Ty nie potrafisz ocenić urody koleżanek?
- Ale ten którego kocham wybrał inną. Tak?
- Dupek i tyle. Kretyn zwyczajnie. Debil.
- Nie widziałeś tamtej.
- To fakt – przyznał i znów zaległa cisza. Oboje siedząc na poręczy mostu i patrząc w fale milczeli, a dzień dojrzewał. Na ulicy pojawiały się kolejne samochody.
- A ty? – spytała w końcu Justyna. – Ty się w kimś kochasz? Skoro już wiesz, że jesteś gejem… no wiesz. Jakoś musiałeś do tego dojść. Tak mi się wydaje.
- No. Tylko, że on woli dziewczyny. Jedną w szczególności. Nie zmienisz nic.
- No tak. – przyznała – Nikogo do miłości nie zmusisz. Serce nie sługa. – wypowiadając to uświadomiła sobie, że tak samo dotyczy to siedzącego obok Kamila, jak jej samej. Zaśmiała się, a później po jej twarzy popłynęły łzy. – To powinno być jakoś inaczej. – zawiadomiła.
- No – potwierdził chłopak, a gdzieś nieopodal rozległ się męski, donośny głos.
- Hej! Dzieciaki! Co wy tam robicie? Złaźcie natychmiast. To niebezpieczne!
- Patrzymy tylko! – odkrzyknął Kamil - Czekamy na wschód słońca. Chcieliśmy popatrzeć!
- To ze złej strony siedzicie. – w ich stronę zbliżał się krępy pan z wąsami. Pewnie jakiś nauczyciel, skoro tak się w młodzieńcze spędzanie czasu, bez zaproszenia, wtrącał - Wschód jest z drugiej strony, a przez barierkę przechodzić nie wolno. To niebezpieczne. Schodźcie stamtąd natychmiast.
- A to z tamtej strony jest wschód? – Justyna udała głupią – To teraz rozumiem dlaczego tyle czasu tego słońca nie widać. Już schodzimy.