Morrigan: Posłanka Bogów - rozdział I
nu. Możnowładcy i skarby ich rodów, jak zwykle mawiali o swoich córkach w niemym zachwycie przyglądali się dwudziestoośmioletniemu księciu i już zapewne widzieli siebie w splendorach protegowanych przyszłego króla. A on, w szatach z jedwabiu - śnieżnobiałej, wyszywanej diamentami koszuli, zielonych spodniach i czarnej pelerynie z godłem Ethelreda na środku, z dumnie podniesioną głową kroczył przed siebie. Ukryty w pochwie miecz i przytroczony do paradnego pasa ze srebrną klamrą w kształcie kruka cicho odbijał się od szerokich nogawek spodni. Nagle tuż pod jego nogi upadł świeży kwiat czarnej róży. Jonatan, gdyby nie zatrzymał się w porę, zgniótłby najpiękniejszy kwiat jaki do tej pory widział. Po sali wzniósł się szmer oburzenia, że taki incydent mógł mieć miejsce w tym szczególnym dniu. Nawet muzykanci przestali grać. Książę natomiast zaczął bacznie przyglądać się zebranym ale z twarzy każdego mężczyzny biło oburzenie, kobiety uciekały przed jego wzrokiem i nikt nie odważył przyznać się do winy. Niespodziewanie, ku wszystkich wielkiemu zdziwieniu książę podniósł różę z krwistoczerwonego kobierca i raz jeszcze spojrzał na gości, ale tym razem uśmiech rozjaśnił jego oblicze. Wszyscy odetchnęli z ulgą a najgłębiej pewna dwudziestoparoletnia dziewczyna. Jej kruczoczarne włosy, opadające aż na ramiona podkreślały podkreślały piękno oblicza właścicielki. Wysokie czoło, mały nos i pełne, harmonijne usta. Uciekała oczami przed jego wzrokiem a lica pokrył jej rumieniec wstydu. Jonatan przyznał w duchu, że jest piękna i z namaszczeniem zbliżył środek kwiatu do ust. Nigdzie nie dostrzegł opiekuna dziewczyny ale ona sama bardzo mu kogoś przypominała, tylko nie wiedział kogo. W momencie gdy zbliżył usta do kwiatu otworzyło się okno osadzone nad przeznaczonym dla niego balkonem i, z przeraźliwym krzykiem do sali wleciał kruk. Nie wystraszył się ludzi i leciał wprost do wyznaczonego sobie celu. Książę poczuł tylko owiewające mu twarz czarne skrzydło i coś jakby ukłucie w rękę. Kruk wzbił się ponownie w powietrze z kwiatem w dziobie. W sali zrobił się tumult. Słychać było przekleństwa kierowane pod adresem ptaka, lament i płacz kobiet. Niektórzy mężczyźni próbowali złapać kruka ale bezskutecznie. Ptak krążył ze zdobyczą w dziobie tuż nad głową księcia. Rwetes przerwał dopiero ponowny dźwięk hymnu poprzedzający nadejście pary królewskiej. Goście błyskawicznie wrócili na swoje miejsca w szeregach po obu stronach kobierca i zwrócili oczy ku drzwiom. Tylko książę nadal wpatrywał się w kruka siedzącego teraz na parapecie okna nad balkonem. Ptak nadal trzymał kwiat w dziobie. Jonatan tak był zaaferowany tajemniczym krukiem, że nawet nie zauważył kiedy drzwi się otworzyły, nie słyszał dźwięku hymnu - jakby nagle znalazł się w zupełnie innym świecie. Nie odrywał wzroku od ptaka. Czuł w nim jakąś moc i magnetyzm. Jednocześnie miał dziwne uczucie, że tego wieczoru coś jeszcze się wydarzy. Gdy muzycy umilkli i para królewska stanęła już na podium, wszyscy w milczeniu i konsternacji patrzyli na księcia ale on nie dostrzegał świata poza krukiem. Jeden z gości, widząc co się stało zdjął z palca sygnet i z całej siły rzucił nim w stronę okna tak celnie, że omal nie trafił ptaka. Kruk wydał z siebie gniewny krzyk, wypuszczając z dzioba różę i zwinnie uskoczył na parapet okna nad balkonem pary królewskiej. Jego głos przywołał księcia do rzeczywistości. Spojrzał po twarzach klęczących gości. Przed sobą widział gniewne oblicze króla. Przemógł w sobie wstyd i patrząc mu prosto w oczy podszedł dostojnym krokiem i stanął na podium po jego prawicy. Dopiero wtedy goście odważyli się wstać i spojrzeć w kierunku królewskiej rodziny. Swymi szatami przyćmiewała najprzedniejszych możnowładców. Ethelred nawet nie spojrzał na syna a jego zacięta twarz wyrażała gorycz zniewagi. Jonatan nie dał po sobie poznać, że obojętność monarchy go ubodła. Wiedział, że w tej sytuacji nie może liczyć nawet na protekcję matki. Atmosfera nieco rozluźniła się w czasie przedsta