Sprinter
Przez megafony wywołali zawodników do pierwszego przedbiegu na 400 m. Jarek podbiegł do linii startowej. Popatrzył na przeciwników i stwierdził, że niczym się od niego nie różnią. Tacy sami jak on, przestraszeni i stremowani zawodami chłopcy. Nie były to tej klasy zawody, jakie się ogląda w telewizji i wszyscy startowali w jednej grupie, a nie na swoich torach. Niektórzy nerwowo podskakiwali, inni stali skupieni czekając na sygnał do startu. Rozległ się głos startera :
- Na miejsca... – chwila przerwy – gotowi... i po chwili suchy wystrzał z pistoletu startowego. Chłopcy wyrwali do przodu i Jarek razem z wszystkimi.
Po kilkunastu metrach biegł na końcu.
- To nie tak miało być – pomyślał i starał się przyspieszyć, włożył w to całą swoją siłę i energię. Starał się wyciągać nogi do przodu najdalej jak tylko mógł. Odległość między nim a czołówką zwiększyła się jeszcze bardziej. Po dwustu metrach, był za całą stawką jakieś trzydzieści. W płucach czuł ból, mięśnie nóg paliły jakby ktoś nalał w nie roztopionego ołowiu. Jarek nie wiedział co się dzieje. Miało być tak pięknie, tak łatwo. Przed oczami zaczęły latać czarno czerwone plamki. W oddali widział zamazane sylwetki przeciwników. Coś niedobrego robiło się z całym ciałem.
- Stanę – pomyślał – stanę i później powiem, że mnie noga rozbolała.
- Nie, to głupie.
- Cholera, co jest, nie mogę złapać oddechu – myślał.
- Kurczę, jaki wstyd !
Przed oczami latały mu już czarno czerwone płatki a nie plamki. W piersiach piekło żywym ogniem.
- Jeszcze sto metrów – pomyślał.
Został na bieżni sam. Starał się biec jak najszybciej.