Moje miasto. Miasto kobiet.
-Hanno, dajże spokój – powiedział ojciec przecierając rąbkiem koszuli okulary. – Niektóre w wieku Zofii mają już dwójkę lub trójkę dzieci.
-Kazik, ona jeszcze jest za młoda! – krzyknęła, gwałtownie wstając od stołu. Spojrzała na mnie zawiedzionym wzrokiem. - Co ze studiami? Co z twoimi marzeniami? Co z twoją przyszłością?
-Małżeństwo i naukę da się pogodzić, mamo – odparłam.
-Myślisz, że twojemu przyszłemu mężowi będzie to odpowiadało? Że ten komunista będzie łożył na ciebie, żebyś mogła zdobyć wykształcenie? – słowo „komunista” powiedziała z głęboką odrazą.
-Nie rozumiem o co ci chodzi! Nikt z piątki twoich dzieci nie ukończył studiów. Franek i Janek od dziesięciu lat mieszkają w Ameryce! A Kryśka…
-Właśnie o to mi chodzi, Zofio! Ty masz możliwości i predyspozycje, a je od tak zaprzepaszczasz! – Ojciec kręcąc z zrezygnowaniem głową włączył telewizor.
-Uważam po prostu, że rodzina jest ważniejsza od nauki. Sama zawsze mówiłaś, że chciałaś mieć dużą rodzinę by nigdy nie być samotną, tak jak po wojnie.
-Ale ja skończyłam studia zanim zaczęłam brać się za zakładanie rodziny!
-Dacie już spokój? Zagłuszacie transmisję! – krzyknął ojciec waląc pięścią w stół, ale ani ja, ani matka nie zwróciliśmy na niego najmniejszej uwagi.
- Jestem w ciąży! – wykrzyczałam w tej samej chwili, gdy dym w Stolicy Apostolskiej początkowo szary stał się biały. Tłum na placu wpadł w euforię: zaczął krzyczeć i klaskać.
- Ogłaszam wam wielką radość. Mamy papieża! Najdostojniejszego i czcigodnego księdza Karola świętego rzymskiego kościoła. Kardynała Wojtyłę.
Nasza trójka klęknęła, przeżegnała się i ze łzami w oczach słuchała słów papieża Polaka. Radowaliśmy się słysząc bijący dzwon Zygmunta, który obwieszczał mieszkańcom Krakowa, że wybrano głowę Kościoła.
III
-Coś dziwnego wisi w powietrzu mamo moja kochana. Coś słodkiego, coś nie gorzkiego. Coś już we mnie zbiera – śpiewałam wbiegając po schodach. Na moim serdecznym palcu lśnił zaręczynowy pierścionek. W pośpiechu otworzyłam drzwi. W przedpokoju było czuć świeży, lawendowy zapach.
Wyblakłe, czarno-białe zdjęcie Wandy z dziećmi zrobione nad morzem od ponad dziewięćdziesięciu lat stało na parapecie w pokoju, w którym umarła. W salonie półki regału uginały się od zakurzonych albumów z fotografiami mojej rodziny mieszkającej od pokoleń w kamienicy przy Senackiej.
W zielonym, poplamionym fotelu siedziała wygodnie moje mama Zofia i zaciekawionym wzrokiem lustrowała wnuka grającego na tablecie. Usta miał zacięte w wąską kreskę i co chwila marszczył krzaczaste brwi.
-Czy on ciągle musi grać?- zapytała mnie, kiedy weszłam do salonu . – Za moich czasów…