Moje miasto. Miasto kobiet.
-Eh – matka machnęła ręką, jakby odganiała natrętnego owada.- Jak na swoje lata.
-Męża na starostę wyznaczyli, no to trzeba jechać! Chciałam pani Wandziu oddać to pani – położyła zawinięty przedmiot na stolę. – Obiecałam, że przechowam więc przechowałam – rozwinęłam koc.
-To szabla Janka – szepnęłam.
-Bardzo ci dziękuję, Józiu – powiedziała matka blednąc na twarzy. Ze łzami w oczach poszła do drugiego pokoju. Stanęła przed oknem. Na parapecie stała ramka z fotografią zrobioną, gdy byliśmy całą rodziną nad morzem. Miałam wtedy niespełna pół roku.
-To ja już pójdę.
-Zaczekaj Józiu – powiedziałam, ale kobieta była już w połowie drogi do wyjścia. W progu drzwi spojrzała na mnie przez ramię.
-Do widzenia, kochana.
Podeszłam do cicho płaczącej matki.
-Mój Janek…- szepnęła łamiącym się głosem, przytulając się do mnie i zanosząc szlochem.
-Mamo, nic nie jest pewne. Tyle jest pomyłek. Nie wolno nam tracić nadziei. Na liście katyńskiej mogli się pomylić.
Wezwany godzinę wcześniej lekarz wyszedł z pokoju matki. Miał smętną minę, kiwnął głową. Stałam opierając się o komodę, otuliłam drżącymi dłońmi ramiona. Bałam się, że zaraz zemdleję, przeczuwałam najgorsze wiadomości. Doktor podszedł do mnie i powiedział:
-Proszę się pożegnać. To jej ostatnie chwile.
Poszłam chwiejnym krokiem do malutkiego pomieszczenia. Matka ledwo oddychała. Jej gęste, srebrzyste włosy leżały rozsypane na poduszce. Pustym wzrokiem spoglądała w sufit. Usiadłam koło niej na łóżku i splotłam moje palce z jej.
-Obiecaj mi, że odnajdziesz Janka i go pochowasz – powiedziała słabym głosem. Ledwo ją słyszałam.
-Dobrze, mamo – spoglądnęła na mnie, a jej twarz rozweselił radosny uśmiech.
-Jesteś taka piękna, Hanno. Szkoda, że twoja młodość przypadła na tak tragiczne czasy
– powiedziawszy to zamknęła oczy i umarła.
Dzwon Zygmunta zaczął bić. Rozpoczął się 1946 rok.
II
Tępo wpatrywałam się w główny ołtarz dedykowany Marii, który zdobił wielkie późnogotyckie retabulum wykonane przez Wita Stwosza. Pełnoplastyczne rzeźby głównego korpusu -szafy tworzyły dwie sceny – Zaśnięcie i Wniebowzięcie Panny Marii. Koronacja Najświętszej Maryi Panny w asyście świętych Stanisława i Wojciecha była umieszczona na zwieńczeniu. Na skrzydłach bocznych płaskorzeźbione przedstawienia tworzyły dwa cykle z życia Marii i Jezusa Chrystusa. Charakter wnętrza kościoła był zdominowany przez wyposażenie renesansowe, manierystyczne, a zwłaszcza późnobarokowe.
W Bazylice siedziałam ponad godzinę, modląc się i próbując uporządkować wszystko w głowie. Kiedy słońce zaczynało chylić się ku zachodowi wyszłam z kościoła. Spokojnym krokiem udałam się w kierunku Sukiennic. Wiatr był szorstki i lodowaty. Zapowiadał coraz to chłodniejsze dni.
Od dziecka marzyłam by zostać architektem, wyjechać z Polski, być znaną i poważaną na świecie. Niestety, tego dnia moje marzenia rozsypały się niczym rzucona o ścianę porcelana. Przechodząc przez rynek zatrzymałam się na chwilę i z kieszeni kurtki wyciągnęłam suchy chleb, którym nakarmiłam gołębie. Robiłam wszystko by opóźnić powrót do domu.
Przechodziłam obok Wieży Ratuszowej. Około 1300 r. w zachodniej części Rynku wzniesiono piętrowy kamienny ratusz z wieżą. Wieża ta była jedną z najokazalszych w Polsce średniowiecznej, została zbudowana z wapienia i cegły. Gmach ratusza zburzono w 1820 r. Trzy elewacje był wyłożone płytami kamiennymi i ozdobione fryzem, wimpergami, maswerkami. Potem szłam ulicą Bracką, następnie Grodzką, która jest jedną z najstarszych ulic Krakowa i stanowi część Drogi Królewskiej, którą przejeżdżali władcy polscy udając się na Wawel. Skręciłam na ulicę Senacką – ulicę przy której stała nasza kamienica. Mieszkaliśmy tam od czterech pokoleń. W tym domu zmarła moja babcia. Wzięłam kilka głębokich wdechów, przygotowana na starcie z matką.