Mój chłopak nie jest gejem...nadal... CZ.II Rozdz.3
Co daleko wcale nie było. Drzwi kabin toaletowych znów były za jego plecami. A Tom szybko się pozbierał i to jeszcze bardziej wkurzony. Bryan modlił się, aby nie było słychać dzwonienia jego zębów w ciszy łazienki. Ale nawet gdyby odbijało się echem o kafelki nie wiedziałby, bo jego serce biło w jego głowie, tłumiąc wszystko inne. Nawet słowa tego wielkiego debila były stłumione. Musiał się porządnie wysilić żeby je usłyszeć.
– Jeszcze mnie popamiętasz mała cioto. Kiedy ja skończę z tobą odechce cię się facetów raz na zawsze! – Tom zrobił krok w jego kierunku. A Bryan przesunął się w bok, rozglądając się za czymś więcej do obrony, niż tylko jego cięty język.
– Jak na kogoś niezainteresowanego facetami, wykazujesz mną strasznie dużo zainteresowania! – Bryan parsknął, zanim zdołał się powstrzymać. Równie dobrze mógł kontynuować. – Może pogódź się z tym, że lecisz na fjuta i wszyscy będziemy szczęśliwsi? Tylko popracuj nad kulturą zanim uderzysz do jakiegoś chłopaka. Bo nie wróżę ci zbyt wielkiego brania.
Tom poczerwieniał po twarzy widać było jak żyły pulsują mu na szyi. Wyglądało, że jeszcze chwila i rzuci się na Bryana czającego się w koncie, ledwo dającego radę ustać na drżących nogach.
– Zobaczymy czy taki wyszczekany będziesz jak z tobą skończę? Myślisz, że ci twój fagas pomoże? Nie po tym jak mój brat z nim skończy… – Tom w końcu wyszedł z ripostą. Stanął naprzeciwko Bryana a z jego oczu biła nienawiść z chorą satysfakcją.
Bryan zbladł. Myśl o tym, że Kylowi może coś grozić, może nawet w tym momencie, sprawiła że jego serce stanęło a kolana mu się ugięły. Musiał go ostrzec. Przypilnować… cokolwiek. Nikt nie będzie kładł swoich obrzydliwych łapsk na tym, co jest jego!
Nikt!!!
Bez zastanowienia, bez udziału własnej woli, zrobił krok w przód i z całą nienawiścią, całą złością, z całym upokorzeniem, jakie się w nim nazbierało przez ostatni rok z powodu właśnie tego żałosnego palanta stojącego teraz przed nim w mały rozkroku z obleśnym uśmieszkiem na ustach. Bryan zamachnął się prawą… nogą i kopnął go w jaja. Tak mocno, że czuł jak jego obuta elegancko stopa spotyka się z kością łonową Toma.
Nie odczuł nawet odrobiny współczucia, kiedy większy mężczyzna zbladł z zaskoczenia, po czym intensywnie poczerwieniał, obiema rękami złapał się za krocze i wolno osunął na kolana pojękując cichutko i bez tchu. Zatrzymał się dopiero, kiedy jego czoło oparło się o zimne kafelki podłogi.
Chwytając całą garść włosów Toma, Bryan podniósł jego głowę do góry, aby zobaczyć jego posiniałą aktualnie twarz. Nie, nadal zero współczucia. Co najwyżej niesmak, spowodowany tym, że został do tego zmuszony.
– Nikt, powtarzam nikt, nie ma prawa położyć choćby małego palca na Kylu. Rozumiemy się? – zapytał lekko szarpiąc, sapiącego z bólu mężczyznę. Jego mina musiała być poważna, bo Tom skwapliwie potaknął głową, znów próbując się zwinąć na zimnej podłodze w kłębek. Bryan puścił go niechętnie, nie chciał jednak zniżać się do jego poziomu, dręcząc go. – Choćbym miał nauczyć się bić, będę go bronił. Zapamiętaj to sobie.
Odwrócił się na pięcie zniesmaczony, wewnętrznie roztrzęsiony i z adrenaliną niemal roznoszącą go od środka. Nie oglądał się za siebie, kiedy z impetem otwarł drzwi łazienki i wpadł na wielką górę mięśni.
– To zaczyna się stawać zwyczajem – Kyle powiedział z uśmiechem, kiedy Bryan odbił się od niego. Odruchowo złapał go i ustabilizował na nogach. Bryan praktycznie rzucił się w jego ramiona. – Hej, spokojnie.
Szybkim spojrzeniem obrzucił łazienkę i zdrętwiał. Z niedowierzaniem przyjrzał się postaci skulonej na podłodze i z obawą obejrzał twarz Bryana. Zimna wściekłość ścięła mu krew. Czerwony ślad na policzku Bryana zburzył jego opanowanie.