Moc bursztynu cz-7
Małgorzata ostatni raz spojrzała w lustro, poprawiła palcami fryzurę i żeby ją utrwalić, lekko spryskała lakierem. Wsunęła we włosy przeciwsłoneczne okulary i uśmiechnęła się do swojego lustrzanego odbicia. Szczęście jej dzisiaj dopisało, nie będzie musiała się tłumaczyć, gdzie wychodzi i z kim. Tomasz z Martą pojechali z wizytą do ciotki Antoli, prawdopodobnie nie wrócą na noc. Chociaż z nimi nic nie wiadomo, bo gdzie jej syn będzie miał większy luz, jak we własnym domu?
Schodząc schodami w dół, była zła na siebie, ale tylko trochę. Bo z jednej strony rzecz biorąc - siedziałaby w domu z nogami do góry i gapiła się w telewizor. Albo nabijała sobie głowę, głupstwami i Norbertem. Ale spojrzeć na to z drugiej strony, trochę się wyluzuje i zapomni o wszystkich problemach. Nieważne, że jest rówieśnikiem jej syna. Przecież ta randka, do niczego jej nie zobowiązuje. On chce przeżyć przygodę z dojrzałą kobietą. Ona natomiast, nie myśli sobie zawracać głowy gówniarzem. Ale zdawała sobie całkowicie sprawę, gdyby nie zaliczyła randki; miałaby go jutro na karku.
Kiedy dochodziła do umówionego miejsca, dyskretnie rozejrzała się na boki. – A może się chłopczyk rozmyślił? – zaświtał w jej mózgu cień nadziei. Ale nic z tego, po chwili wyrósł przed nią jakby spod ziemi.
- Nie wierzyłem Małgosiu, że przyjdziesz – rzekł ściskając jej obydwie dłonie.
- A miałam wyjcie, żeby nie przyjść?
- Nie, nie miałaś – przytaknął.
- Wobec tego, gdzie idziemy? Mam nadzieję, że nie do jakiegoś wykwintnego lokalu? – spytała z lekkim zakłopotaniem.
- Jak sobie życzysz, Małgosiu. Jeśli o mnie chodzi, uwielbiam pizze, frytki z kurczakiem i na lepsze trawienie puszkę piwa.
- Jesteśmy w tym zgodni. Mnie też imponuje takie życie. Nie znoszę lokali i sztywniactwa, wolę kurczaka zjeść palcami, bo wtedy czuję się w swoim żywiole i na luzie. A ty nie jesteś samochodem?
- Nigdy nie wsiadam do samochodu, kiedy umawiam się z dziewczyną.