Moc bursztynu cz-6
Małgorzata wstała z łóżka, nieco wcześniej niż zwykle. Nie mogła dospać, pomimo że pół nocy nie zmrużyła oka. Nie zdejmując koszuli, narzuciła szlafrok, zaparzyła sobie dość mocną kawę i zajęła miejsce przy kuchennym stole. Kawa była zbyt gorąca, więc nawet jej nie spróbowała. Wpatrzona w muchę, która bzykała na szybie - zastanawiała się nad swoim życiem.
Nie była pewna, czy będzie w stanie nim pokierować jak należy. Przecież od dłuższego czasu, nie za bardzo jej się układa. Norbert najpierw zamienił ją na alkohol, a potem na młodszą. Krótko mówiąc, pozbył jej się, jak starej miotły, która kiedy jest nowa dokładnie zamiata, a jeśli jest stara, wytarta, wtedy ląduje na śmietniku.
Teraz Tomek, z którym wiązała wielkie nadzieje i snuła plany na przyszłość, nagle się żeni i do tego z Niemką, jakby w Polsce brakowało dziewczyn.
Spróbowała łyk kawy, była trochę za mocna, więc ją dosłodziła pełną łyżeczką cukru. – Nic w moim życiu się nie udaje, a najbliżsi mnie opuszczają. Widocznie taki mój los – westchnęła. Wypiła duszkiem resztkę kawy, filiżankę odstawiła do zlewu i udała się do łazienki. Obmyła się, jako tako, włosy związała czarną aksamitką, nie robiąc makijażu: zaczęła się pospiesznie ubierać.
Wychodząc z mieszkania krzyknęła do syna: - Wychodzę Tomku, jest już dość późno! Uszykujcie sobie śniadanie i nie zapomnij zamknąć pokój, bo jakoś nie mam zaufania do twojego ojca!
Tomek wyszedł na korytarz: jak zwykle w gaciach.
- Wpadniemy do ciebie, mamo. Chcę przejrzeć oferty zagranicznych wczasów.
Uśmiechnęła się do niego.
- Czy wybieracie się na wczasy? – spytała.
- Nie, chciałem tylko porównać ceny.
- W takim razie lecę i do zobaczenia – zrobiła pożegnalny gest dłonią i pobiegła do swojego samochodu. Kiedy wsiadała za kierownicę, usłyszała głos listonosza: