Mizantropia - fragment II [erotyka/pornografia]
Niewyżyte, seksualne monstrum; poczułem się prawie wykorzystany. Nie raczyłem jej odpowiedzieć, zamiast tego posunąłem się na skraj łóżka, robiąc jej miejsce. Ulokowała się przy mnie i przytuliła się. Odwzajemniłem uścisk, nasze wargi złączyły się. Raptem R. oderwała się ode od mych ust i energicznie usiadła obok po turecku.
- Ej, nie uważasz, że nie ma pojęć czysto deskryptywnych? - zapytała znienacka. Zaskoczony i nieco sceptyczny uniosłem brwi, lecz ona rozwodziła się dalej. - Każdy termin nie jest tylko i wyłącznie informacyjnym opisem, zawarto w nim jakąś ocenę, która przemienia się w roszczenie co do naszego sposobu myślenia. Zobacz, na przykład, kiedy mówisz, że coś jest estetyczne, jednocześnie każesz to za takie uważać. Nie ma idei, która nie miałaby podobnego, rozkazującego wymiaru.
Wciągnięty mefedron zapewniał niczego sobie rozrzut. W przeciągu paru minut przemienił ją z demona namiętności w roztrząsającą sprawy świata filozofkę. Kiedy indziej może nawet byłbym zaciekawiony tym stwierdzeniem, obecnie chciałem wyłącznie położyć się spać.
- Mhm. - mruknąłem. - Mogę zajarać?
Pokiwała głową, nie przestając opowiadać. Wstałem z łóżka i słuchając jej jednym uchem poszperałem w spodniach. Wtedy przypomniałem sobie, że paczka była w marynarce, którą powiesiłem wcześniej na krześle. Poczłapałem w tamtym kierunku i wyciągnąłem z kieszeni papierosa. Odpaliłem go od świeczki, według przesądu zabijając tym samym marynarza na morzu.
- Wpuszczę trochę powietrza, co? - zaproponowałem, ale ogarnięta gonitwą myśli R. zbyła problem zadymionego pokoju machnięciem ręki. Uchyliłem okno i półnagi stanąłem przy nim, wydmuchując dym przez utworzoną szparę. Dziewczyna wciąż mówiła, teraz chyba do nikogo konkretnego, aczkolwiek co jakiś czas szukała u mnie potwierdzenia wysnuwanych przez nią wniosków, co czyniłem oszczędnym rzucaniem "aha". Nie lekceważyłem jej, moje reakcje brały się ze zmęczenia. W dodatku pojawiły się pierwsze skutki wypicia zbyt dużej ilości alkoholu. Całe szczęście, iż była zbyt pobudzona, ażeby zauważyć zobojętnienie na jej wywody. Przyszło mi na myśl, że w sumie mógłbym do niej teraz podejść i zamknąć jej usta moim do połowy wypalonym papierosem, lecz prędko się rozmyśliłem. Najlepiej będzie, gdy umiejscowię się pod kołdrą, czym dyskretnie dam do zrozumienia, że nadeszła pora na sen. Dopaliłem, ciskając niedopałek przez okno i zgodnie z planem ponownie wskoczyłem do łóżka, przykrywając się. R. od razu do mnie dołączyła, wedle mych oczekiwań urywając swój wywód w połowie zdania. Zaczęliśmy się całować i obściskiwać, dotykiem wyczułem u niej gęsią skórkę. Kiedy wydawało mi się, że zmierzaliśmy do powolnego zasypiania po pewnym czasie ona złapała mnie za penisa, próbując go pieścić. Naprawdę nie żartowała z następną rundą! Miałem wątpliwość, czy mogłem, a przede wszystkim, czy chciałem uprawiać seks po raz kolejny, ale rosnąca z wolna erekcja skutecznie mnie do tego przekonała. Potrzebowałem jedynie dłuższej gry wstępnej.
Drugi raz trwał dłużej i dla mnie był mniej intensywny, w odróżnieniu od R., która prawie latała po ścianach. Jeżeli udawała, że było jej dobrze, to robiła to wyjątkowo autentycznie. Po wszystkim spoczywaliśmy we dwoje na materacu, oddychając ciężko. Zbyt wyczerpani, żeby ze sobą rozmawiać. Dziewczyna poinformowała o wyjściu do kuchni po wodę i zapytała, czy też chcę, ostrzegając uprzednio, że ma tylko kranówę . Przytaknąłem, zaschło mi w ustach. Usłyszałem dźwięk nalewanego płynu i chwilę później dzierżyłem w dłoniach szklankę. Pociągając łyk, patrzyłem, jak R. otwiera dolną szufladkę, sięgając po dwa małe opakowania leków. Początkowo myślałem, że to tabletka "dzień po" i jakiś asekurujący ją suplement, żeby nie trzymać wody w organizmie i zachować libido w normie, ale okazało się, że trzymała w garści Zolpidem i Klonazepam, bez których pewnie nie mogłaby zmrużyć oka. Wycisnęła po jednej tabletce z każdego pudełka na dłoń i połknęła je, zapijając wodą. Prywatnie uważałem, że jeżeli będzie częściej mieszać leki nasenne ze stymulantami i alkoholem, nie ma szans na dożycie czterdziestki, ale nie mnie było ją oceniać. Liczyłem tylko, że wytrzyma przynajmniej do jutrzejszego poranka. Nie dlatego, że żywiłem do niej jakąś nadzwyczajną sympatię. Po prostu wolałem nie tłumaczyć policji, czemu obok mnie leży martwa kobieta, której toksykologia wykaże na dodatek, że była pod wpływem środków odurzających. Dziewczyna odłożyła szklankę, zdjęła szpilki, wyłączyła odtwarzacz i przezornie zdmuchnęła płomień świecy, byśmy nie spłonęli żywcem. Pogrążony w ciemnościach usnąłem niemal natychmiast.