Miłóść
-a Pan to chyba Sławek??? o ile się nie mylę, prawda ? -starała się upewnić pani Wandzia.
-Ta prze Pani, zwyczajnie Sławek nie żaden Pan.
Uderzyła mnie w niej swoista melancholia jakby nieobecność i pomimo tego ,że była raczej dużo młodsza od mojej matki to chyba a raczej na pewno bardziej zniszczona. jakby nosiła jakieś swoiste piętno, które odcisnęło znaki nie tylko na twarzy ale i na całym ciele.
Od tego dnia wiele się zmieniło. Pani Wandzia była częstszym gościem pokoju swojej córki.
Było masę pytań o rodziców , a co robią , gdzie mieszkam itd.
Po którejś z wizyt dostałem chyba z kilo cytryn ,towar w tamtych czasach raczej luksusowy.
Moja mama nie omieszkała się odwdzięczyć .
Tak zapanowała era handlu wymiennego.
Kasi tata był ekonomistą czy księgowym w fabryce, mama była w domu ,tak jak prawie wszystkie mamy w tamtym czasie. Za wyjątkiem mojej ,która była mamą ,tatą ale przede wszystkim niezłomnym przodownikiem pracy.
Pewnego zimowego popołudnia,po powrocie ze szkoły próbowaliśmy z Kasią rozpalić w piecu,dla mnie to była swoista frajda.
Gdy ogień zaczął już radośnie skwierczeć i pierwsze płomienie obejmowały drwa wrzucone do paleniska do pokoju weszła pani Wandzia.
Dziwnym wydawało się to ,że jakby nas w ogóle nie zauważyła ,była jakby w innym wymiarze.
Na wpół ubrana w halce i rajstopach z kawą w jednej dłoni i papierosem w drugiej.
Wbiła wzrok w ścianę i mamrotała coś pod nosem .
-Może pani w czymś pomóc ??-zapytałem
A to Wy, nie nic... nic , pora iść....
Po czym wstała i odpłynęła jak mgliste widmo do swojego pokoju.
Nie przejmuj się u niej to norma ,mam już tak z nimi odkąd pamiętam.
Jakoś chyba bardziej instynktownie postanowiłem nie drążyć tematu.
Zima była jakaś wyjątkowo mokra ,mglista , takie paskudne przedłużenie jesieni.
Sylwestra spędziliśmy razem u Kasi impreza była udana i do domu wróciłem dopiero popołudniem Nowego roku .
W gruncie rzeczy rzadko chodziliśmy do kina czy na spacery,dziś myślę ,że Kasia miała jakiś wewnętrzny przymus pilnowania domu wyczekiwania jakby na nieuniknione .
Tego wieczoru przytulała się wyjątkowo mocno, jak dziecko które potrzebuje ciepła i akceptacji.
Godziny mijały, zaraz odjeżdżał ostatni autobus a ja nie miałem sumienia wyjść i tak jej zostawić
-Musisz już iść, szepce do mnie tym cichym głosikiem jednocześnie wtulając się coraz bardziej.
W końcu drugą dłonią wciska mi kartkę
-To tylko dla Ciebie,odprowadzę Cię do drzwi i nie wracaj tu więcej.
Wstaje z wersalki robi dwa ,może trzy kroki po czym zatacza się i upada jak długa na podłogę .
W miejscu gdzie siedziała znajduję dwa opakowania po relanium.
PANIKA !!!!!
Wołam rodziców , w pokoju jest telefon ,krzyczę , nie mogę trafić w tarcze ,żeby wybrać odpowiedni numer.
Ojciec kładzie mi rękę na dłoni.
-Spokojnie , nic się nie stało, zaraz będzie dobrze-mówi se stoickim spokojem .
- 3 -
Pani Wandzia robi mocną herbatę i poi nią Kasię .Wraca świadomość, lecz język ma tak sztywny ,że mimo chęci nie potrafi wypowiedzieć ani słowa. Trzęsę się cały, proszę o wezwanie pogotowia
W zamian słyszę zapewnienia, że jest ok, Kasi nie będzie kilka dni w szkole i żebym nikomu nic nie mówił.
Wybiegam na ulicę nie wiem, czy jeszcze coś jeździ, zresztą chyba bym nawet nie ustał na przystanku. Biegnę mijam kolejne latarnie swoisty tunel światła , czasu i całej tej kotłowaniny w mojej głowie.
W domu litania ,pretensje, wyrzucone zeszyty i książki, przegląd szafek.
Stoję ,taki nagi udarty z resztek prywatności, intymności , bo przecież przed osobą najbardziej kochającą Cie na świecie nie można mieć żadnych tajemnic.