Miłość
-Hej, co robisz?
Dziewczyna odwróciła się gwałtownie, była tak zajęta że nawet nie usłyszała gdy podszedł. Na widok niedoszłego podrywacza odetchnęła z ulgą.
-Czekam na taxówkę.....jak na złość nic nie jedzie.- była tak poddenerwowana, że nie zdecydowała się na uszczypliwości. Ryan zastanowił się przez chwilę, lecz wiedział co może zrobić.
-Słuchaj podwiozę Cię powiedz tylko gdzie, mój samochód stoi o tu...wskazał na czarnego Chevroleta Corvette Coupe zaparkowanego po drugiej stronie ulicy w niewielkim oddaleniu od nich. Jeśli nie ja pomyślał to to auto na pewno zawróci jej w głowie. Dziewczyna spojrzała we wskazanym kierunku, owszem auto zrobiło na niej wrażenie ale nie dała tego po sobie w żaden sposób poznać.
-Ty piłeś....-powiedziała tylko i odwróciła głowę w jakiś punkt na czarnej drodze, ale nic nie nadjeżdżało. No tak- pomyślał Ryan ale nie dał się spławić.
-Tylko odrobinę tego Twojego świństwa, poza tym trochę coli- uśmiechnął się radośnie mrugając oczami jak niewiniątko. Spojrzała na niego nieufnie.
-Żartujesz?
-Ja nie piję alkoholu....to jak podwieźć Cię? widzę, że coś się stało, próbuję być pomocny skoro nic nie nadjeżdża.
-Nie proponował byś tego gdybyś obawiał się że stanie się coś autu...- niepewnie uśmiechnęła się do chłopaka.
-Prawda, że piękne? -odwzajemnił uśmiech dziewczyny i gdy znaleźli się już blisko samochodu otworzył przed nią drzwi jak przystało na prawdziwego dżentelmena.
-Dokąd Panią wieźć?- sam zasiadł przed kierownicą zapinając przy tym pasy. Dziewczyna zdziwiła się lekko, że to zrobił, nie spodziewała się, że jest aż tak porządny, widocznie pomyliła się z jego oceną, wolała jednak zachować dystans i lekką oziębłość. Nie chciała jednak zrobić wrażenia niegrzecznej i źle wychowanej.
-Do szpitala św. Tomasza. Bardzo Ci dziękuję za pomoc, nie wiem jak bym tam dotarła o tej godzinie gdyby nie ty. Ryan spojrzał się na nią wyrozumiale, spostrzegł jednak w jej twarzy, że niczego się od niej nie dowie dlatego kulturalnie milczał skinąwszy tylko głowę na znak przyjętego podziękowania. Po 15 minutach byli już na miejscu, przed wejściem głównym do szpitala. Przez ten czas nie zamienili już ze sobą żadnego słowa. Chłopak spojrzał się na nią.
-Jesteśmy na miejscu.
-Naprawdę bardzo ale to bardzo Ci dziękuję. Patrzyli sobie przez chwilę prosto w oczy lecz zmieszana odwróciła szybko wzrok i wysiadła z samochodu nie wiedząc co ma jeszcze powiedzieć. On jej tego nie ułatwiał. Był zewnętrznie taki podobny do innych, którymi gardziła ale wewnętrznie...mogła by się w nim zakochać pomyślała i równie szybko oblała rumieńcem. Co za głupoty jej przyjaciółka jest w ciężkim stanie a ona myśli o miłości. Rozejrzała się czy nic nie jedzie i już miała ruszyć przez szerokość ulicy gdy usłyszała za sobą ten ciepły głos.
-Poczekaj!
-Tak? - odwróciła się zmieszana za siebie rewidując przy tym, że wbrew obawie nie zapomniała niczego wziąć.