Moc bursztynu cz-4
Od odejścia Norberta minął prawie miesiąc, ściślej mówiąc; cztery tygodnie. Małgorzata nie rwała sobie włosów z głowy. Twierdziła bowiem, że gdyby to robiła, to z pewnością byłaby łysa. Bywały jednak bezsenne noce, kiedy tuląc się do poduszki – dawała upust łzom. W tej chwili, pijąc poranną kawę – bębniła palcami o blat kuchennego stołu, jakby się nad czymś głęboko zastanawiała. Gdyby ktoś ją zobaczył w takiej zadumie, na pewno by nie odgadł jej zmartwienia. Ciotka Bożena, u której oczkiem w głowie, jest jej siostrzeniec. Byłaby pewna, że obiektem rozmyślania Małgorzaty, jest Norbert. Ale nic z tego. Nadszedł czas, żeby wreszcie pomyślała o sobie. Tym bardziej, że długoterminowa prognoza pogody wskazywała, że trzy dniowy weekend będzie ponoć upalny. – Weekend nad morzem, to wielka frajda! – krzyknęła radośnie, odsuwając kubek z fusami.
Po trzech dniach, była już spakowana i gotowa do wyjazdu. Tylko jeszcze nie bardzo wiedziała, dokąd wyjechać. Najpierw zastanawiała się nad Kołobrzegiem, chwilę później, nad Pobierowem lub Rewalem w końcu zdecydowała się na Mielno. Jest najbliżej, poza tym w Mielnie była kilka razy i łatwiej będzie znaleźć zakwaterowanie. Prawdę powiedziawszy: nie miała zamiaru pojechać nad morze, żeby zażywać słonecznych kąpieli i włóczyć się wieczorami. Jechała zupełnie w innym celu. Zdawała sobie sprawę, że skoro chce swoje życie poukładać na nowo, musi zastanowić się nad najdrobniejszymi szczegółami, żeby Norbert ją niczym nie zaskoczył.
Wyjechała swoim samochodem w piątek, bardzo wcześnie rano, kiedy jeszcze nie było na drodze zbyt wielkiego ruchu. Gdy dojeżdżała do Mielna była punktualnie ósma. Samochód postawiła na płatnym parkingu i zaczęła się rozglądać za wolnym pokojem. Nie musiała długo szukać, na kilku pod rząd domach, widniały tekturowe wywieszki, informując o wolnych pokojach. Pierwszy dom ominęła, gdyż nie podobało jej się pismo, które było nieczytelnie nabazgrane. W drugim domu, za ogrodzeniem biegał kundel, który szczekał i szczerzył zęby. Trzeci i czwarty też nie przypadł jej do gustu. Dopiero, kiedy stanęła przed piątym domem, była pewna, że właśnie tutaj spędzi weekend. Uśmiechnęła się słodko, wciągając nosem zapach gotującej kapusty lub bigosu. Poczuła się głodna. Chociaż tak do końca nie była pewna, czy ma ochotę na jedzenie, czy tylko wystarczyłaby filiżanka dobrej kawy. Przerzedziła palcami grzywkę, przeciwsłoneczne okulary – wsunęła na włosy i wyciągnęła rękę, żeby zadzwonić. Nie zdążyła jeszcze palcem dotknąć dzwonka, a już otworzyły się z rozmachem drzwi i stanęła w nich pulchna właścicielka.
- Serdecznie witamy w naszym małym pensjonacie – odezwała się z wyszukaną grzecznością.
Małgorzata odwzajemniła uśmiech.