Miecznik (II)
-Jeśli dalej masz panie zamiar żyć…
-Mam, mam… - powiedział książę na którego licu wykwitły już spore rumieńce – Pij, uratowałeś mi życie.
-Obawiam się że odmówię książę.
-Pij kurwa. – książę podsunął mu kielich – jest kurewsko droga.
Nagle do komnat wparowało dwóch opancerzonych rycerzy robiąc strasznie dużo hałasu, zaraz za nimi biegł sługa z pałka do garbowania skór. Jego mistrz miał już okazję poznać w przeciwieństwie do rycerzy.
-Panieć! Jezdyś w nibespiczeństfie! – zawołał Jaśko kurczowo trzymając się pałki, gdy tylko jego wzrok napotkał trupy i miecznika zwolnił i uspokoił się a na jego twarz zawitał głupkowaty uśmiech. – Ło, pan misznik… to jo jusz pójda, bydzie tygo… - i ku uldze Kraka skierował się do wyjścia. Teraz inicjatywę przejął rycerz z obnażonym żelazem w dłoniach. – Panie… nic Ci nie jest?
Książę podniósł karcący wzrok na swoich lenników i wychylił kolejny kielich palącego płynu.
-…to umieść straże przed komnatami, na korytarzach… - podniósł kielich i wlał go do gardła z niesmakiem po czym z trzaskiem odstawił na blat drogiego biurka. - …najlepiej wszędzie.