Agent Stephen Rozdział I
Rozdział I
Grudzień 1942 roku. Szef polskiego wywiadu wezwał mnie do swojego biura. Wszedłem do pomieszczenia i spytałem.
- Wzywał mnie pan ?
- Tak, Karolu mam dla ciebie bardzo ważne zadanie.
- Zamieniam się w słuch.
Pułkownik chwilę pomyślał i powiedział.
- Musisz odnaleźć niejakiego Shelinga, który jest podobno podwładnym majora Britza. Zmusisz go do współpracy z naszym wywiadem. Teraz pojedziesz do zamku Widerlitz, który znajduję się w pobliżu Krakowa.
- No dobrze , a mogę wiedzieć coś więcej na temat tego mężczyzny?
- Wszystko w swoim czasie Karolu. Jak na razie mogę Ci powiedzieć tylko tyle, że wyjeżdżasz jutro rano, zawiezie cię mój kierowca.
- Dowidzenia, pułkowniku !
- Żegnam.
Serdecznie uścisnąłem jego dłoń i wyszedłem. Kiedy znalazłem się w swoim mieszkaniu było już ciemno więc spakowałem swoje rzeczy i poszedłem spać. Następnego dnia pojechałem wcześnie rano do siedziby wywiadu, który znajdował się niedaleko centrum. Przy wejściu zatrzymał mnie pułkownik i kazał mi iść do jego biura. Kiedy wszedłem do pokoju przełożony wręczył mi dokumenty z nazwiskiem Hauvitz, Niemiecki mundur oraz fałszywe rozkazy germańskie, które mam przedstawić Oberstowi Hoglowi. Przebrałem się w mundur, wsiadłem do samochodu i razem z kierowcą pojechałem do sztabu Niemieckiego. Kazałem mu stanąć w bezpiecznej odległości od wejścia, a sam poszedłem do odpowiedniego biura. Przy głównych drzwiach zatrzymali mnie strażnicy, którzy żądali odpowiednich dokumentów. Po okazaniu papierów wpuścili mnie do budynku. Od razu poszedłem do biura. Zapukałem i wszedłem do środka.
W pomieszczeniu zobaczyłem mężczyznę w średnim wieku. Miał on ponury wyraz twarzy i patrzył na mnie podejrzliwie. Po krótkiej rozmowie otrzymałem przepustkę, która pozwoliła mi przekraczać bramy zamku Widerlitz. Wyszedłem z biura i czym prędzej udałem się do samochodu. Gdy jechałem czułem strach i obawy, że mój plan się nie powiedzie. Zrobiło się już ciemno, a do twierdzy było jeszcze daleko. Zatrzymaliśmy się przy karczmie, aby odpocząć. Weszliśmy do środka i zamówiliśmy butelkę dobrego wina. W lokalu było tłoczno, więc jak najszybciej udaliśmy się do samochodu. Jadąc przez las krew w moich żyłach krążyła coraz szybciej. Wjeżdżając przez bramę czułem strach i niepewność. Kiedy wysiedliśmy z samochodu przywitał nas major Britz?
- Witam, Ty pewnie jesteś Hauvitz?
- Tak, przyjechałem tutaj w ważnych sprawach. Tutaj są moje dokumenty i zadania, jakie mam wykonać.
- Rozumiem, czyli macie tutaj pracować jako pomocnik naszego radiotelegrafisty?
- Dokładnie tak, jak na razie tylko tyle wiem. W późniejszym czasie mam się dowiedzieć więcej na temat tych zadań.
- A to jest pewnie twój przyjaciel?
- Tak, to mój podwładny. Pozwólcie, że będzie mi on pomagał.
- Dobrze. Teraz zaprowadzę was do waszych pokoi.
Poszliśmy przez krużganki do korytarzy znajdujących się na piętrze. Tam można było się łatwo zgubić. Wiele pokoi i pomieszczeń było do siebie podobnych. W końcu doszliśmy do swych kwater. Było już bardzo późno, więc rozpakowałem swoje rzeczy i poszedłem spać.
Następnego dnia wstałem wcześnie rano, kiedy otworzyłem oczy zobaczyłem piękny duży pokój. Kolor tapety na ścianie był ciemno zielony. W rogu pomieszczenia stało biurko, a obok niego znajdowały się regały z książkami. Na stole pod oknem czekało już na mnie śniadanie. Siedząc przy posiłku podziwiałem piękny krajobraz, który rozciągał się po horyzont. Szybko zjadłem i poszedłem na spacer. Zimowe słońce świeciło mi prosto w oczy. Szedłem po grubym śniegu w stronę parku, który znajdował się w pobliżu twierdzy. Przed wyjściem otrzymałem wiadomość o telefonie do mnie. Skierowałem się w tamtym kierunku. Podniosłem słuchawkę, a w niej usłyszałem głos pułkownika.