Miecznik (I)
Zbójecki obdartus wrzeszczał bzdury wymachując toporem w powietrzu podczas gdy jego ludzie rozpoczęli przeszukiwanie czworga podróżnych.
-Gdyby coś poszło nie tak…– powiedział łysy kupiec gdy rozbójnicy zaczęli się zbliżać – Idź do Giedysztora…
Dziewczyna skinęła głową i stała bez ruchu. Brudne łapska najwyższego ze zbójów zaczęły ją dokładnie, kawałek po kawałeczku, przeszukiwać. Nawet się nie poruszyła, patrzyła tylko tymi zielonymi oczyma na swojego łysego towarzysza. Ten rozłożył ręce i odezwał się błagalnym tonem do rabusi. W pewnym sensie, przypominało to tani, wiejski teatrzyk.
-Panowie… proszę! Oddam złoto bez oporu, tylko zostawcie nas w spokoju.
Najmłodszy z bandy – pryszczaty wyrostek, który nie miał jeszcze nawet zarostu – uderzył go głowicą pordzewiałego miecza, zrabowanego zapewne na jakimś handlarzu starociami, w brzuch.
-Weśmiema co siem nam będzie podobać! Takie nasze prawo! – wrzasnął młody z dumą podpierając się pod boki.
-Oooo! Jak się nam szczeniak rozbuchał, widzisz Will? – zarechotał jeden ze stojących przy kłodzie.
-dajże spokój Edek, dzieciak musi się wyszaleć… - powiedział barczysty, długowłosy zbój niewątpliwie najspokojniejszy w grupie. Miał czarną różę wytatuowaną wprawnie na policzku.
-Nie jestem dzieckiem! – wydarł się przechodzącym mutację głosem chłopak purpurowiejąc ze złości. Chcąc chyba potwierdzić swą męskość, uderzył pochylonego kupca w kark i zaczął wyrywać przypiętą do pasa torbę. Okradany złapał go niepostrzeżenie za dłoń drugą manipulując za plecami i krzywiąc w niezwykle dziwnych drgawkach jak pijaczyna w delirycznym transie.
-Proszę… - powiedział podnosząc na niego wzrok – oddam złoto chłopcze… -młodzik nie wytrzymał
-Jestem mężczyzną! – wykrzyczał łysemu w twarz i zamachnął się na odlew. Dłoń niedoszłej ofiary błyskawicznie znalazła się na nadgarstku niedoszłego kata i szybkim skrętem rzuciła pryszczatego bandytę na ziemię. Mężczyzna w kupieckiej szacie kopnął w krocze draba, który obszukiwał jego towarzyszkę posyłając go na kolana i uchylił się o włos przed ciosem topora kolejnego zbója. Nikt nie zauważył jak nóż znalazł się w dłoni łysego mieszczanina, lecz po chwili bandyta wypuścił topór i padł na mech rozlewając wszędzie krew z rozerżniętego gardła.
-Kurwa! – rabuś z różą na policzku sięgnął po miecz i krzyknął w stronę drzew – Zastrzel skurwiela!
Zamek kuszy szczęknął cicho i łysy kupiec padł na kolana z bełtem wystającym z torsu. Zieleń hoppelandy powoli nasiąkała brudną czerwienią. Przerażona dziewczyna sięgnęła do kaletki zaciskając palce na ostrzu noża, lecz nagle przerwał jej głos kupca.
-Stój… nic nie rób… choćby nie wiem co… – wystękał a dziewczyna posłusznie wysunęła dłoń z torebki. Młody rozbójnik wstał trzymając się za nadgarstek. Spojrzał jeszcze raz w wygasające oczy łysego i splunąwszy mu w twarz, zanim ktokolwiek jeszcze zdążył coś powiedzieć przebił mężczyznę mieczem.
-Nieźle jak na młodego mężczyznę? – zapytał truchła ironicznie. Reszta bandytów zaczęła się śmiać. Ten z różą wytatuowaną na gębie podszedł do dziewczyny bujając się z jednej nogi na drugą.
-I po co parchu mały się znęcasz nad tym ciałem? – warknął z zaniepokojeniem w głosie do wyrostka. Odetchnął w końcu dokładniej przypatrując się ciału i wrócił do dziewczyny. Podczas gdy jedna ręka leżała na rękojeści spoczywającego w pochwie miecza, druga błądziła po ciele drżącej po śmierci towarzysza kobiety. W końcu złapał ją za podbródek i rozchylił wargi brudnym palcem. Dziewczyna nie poruszyła się nawet na milimetr.