Matka na pół etatu
Bipolarność, czytając definicję tego słowa wytwarza się w umyśle człowieka obraz istoty rozdartej pomiędzy dwiema twarzami. Widzimy kogoś chorego, niezdolnego panować nad sobą i swoimi emocjami. Mówimy, nie można go ocenić, jest chory. Jednak w tym miejscu należy się zastanowić, czy my, jako ludzie w pełni świadomi otaczającej nas rzeczywistości, nie wymyśliliśmy tej choroby, by nakreślony wizerunek osoby immamentnie złej, podporządkować pod status osoby chorej. Czy rodzimy się źli ? Czy geny mają duży wpływ na nasze zachowanie? Czy mamy kontrolę nad samym sobą ? Czym się różni osoba zła od chorej? Dlaczego traktujemy ją inaczej ? Czy używki, pokazują kim jesteśmy, czy też tworzą nam zupełnie nowy wizerunek ? I najważniejsze... Gdzie zaciera się granica pomiędzy określoną przez naukowców CHOROBĄ, a tkwiącym w nas głęboko ZŁU ?
Początek historii wydawać się może iście naukowy, mający na celu zdiagnozowanie chorej osoby czy też podjęcie konsternacji kiedy i czy w ogóle można poznać osobę po prostu złą. Jednak, ta historia nie opowiada o osobie chorej (bynajmniej nie stwierdzono tak przez lekarza) a o kimś,zawładniętym najczystszym złem. O kimś słabym, ulegającym piętnu lat wczesnego dzieciństwa. Można by rzecz, iż jest to historia dwu pokoleń. Dwu, ponieważ trzeciego pokolenia nie będzie.
W tym momencie opowiadania, diametralnie zmieni się jego styl. Będzie to bowiem spowodowane przejściem, do historii głównej. Koniec owijania w bawełnę.
Główną postacią historii jest matka. Kobieta, z tendencją do uzależnień. Tak, jest to alkohol. A całe meritum opowiadania polega na znalezieniu odpowiedzi na pytanie: Czy matka jest po prostu zła, czy to alkohol ją taką kreuje ? Czy na końcu tej historii znajdziemy odpowiedź czy kolejne pytanie ? Dużo tych pytań, czyż nie ? Osobiście, pierwszym jakie zadałam było dlaczego mama uderzyła mnie w twarz publicznie ? Przecież dzieci się nie bije...prawda?