Dalei... "Po stronie cienia"
V
1.
Byliśmy z Oliwią na Batorego, w szpitalu. Joanna zapomniała papuci więc na bosaka weszła do pokoju gdzie Mała miała gimnastykę na dużej piłce.
Pojechaliśmy taksówką, i taksówką wrócili.
Joanna w swoim pokoju zajęła się córeczką, a ja stanąłem w progu Ślepego – jak go w złości moja Zła Kobieta nazwała, gdy kiedyś zadzwoniłem do niej, i zapytałem, co słychać? Krzyknęła: „ Ślepy uciekł z Leszkiem! Znowu poszli chlać. Rzygać mi się chce na tych co piją; są niestabilni i wszystko niszczą.”
Teraz Matka klęczał przed kredensem i nabijał tytoń do pustej fifki. Przyglądałem się jak zgrabnie sobie poczynał. A gdy usiadł na wersalce, zapytałem:
- Powiedz mi jak to jest… Żałowałeś, że skasowałem rosyjski serial „Karny batalion”, bo co?... Chciałeś go obejrzeć? Przecież jesteś niewidomy.
Zza moich pleców dobiegł szeroki i głośny śmiech Joanny.
- Matka! Pochwal się jak nazywasz Izbę Wytrzeźwień. Czyż to nie karny batalion?
- A, tak. – Roześmiał się.
- To może napijemy się? – zaproponowałem, wiedząc jak Joanna zareaguje, i miałem ochotę to zobaczyć.
- Chcecie chlać?! Wiesz jak tego nienawidzę! – zwróciła się do mnie. – Do końca życia mam być skazana na pijaków?!
- Joanno… jest taka gruzińska, piękna sentencja: „Kto pije sam, jest pijakiem, kto wnosi toasty, jest szczerym przyjacielem.„ Dlatego nie pozwól nam byśmy zostali pijakami. – Grałem jej na nosie, a przecież rozumiałem ją, i jej współczułem, że wokół siebie ma samych pijaków.
Mirek roześmiał się, i ożywiony powiedział:
- Ale i toasty muszą być szczere.
- Nie pozwalam! Bo wyrzucę z domu! – Joanna była prawdziwie wzburzona, niemal wściekła.
- Daj spokój… Przecież żartuję. Wiem… i nie ośmieliłbym się pić u ciebie. No… A wiesz … czy już dzisiaj mówiłem ci, że cię kocham? – Patrzyłem na nią głupio uśmiechnięty, choć cień ironicznej igiełki utkwił mi w kąciku wargi.
- A pocałuj mnie w… - Umilkła. I wzrok się jej wyostrzył. – Niedomówienie – uzupełniła; pewnie przypomniała sobie scenkę: „Ucz się Jasiu”, z kabaretu „Dudek”. Po czym, obróciła się na pięcie i wróciła do swojego pokoju.
Milczeliśmy. Było mi głupio. Niepotrzebnie ją prowokowałem. Teraz, faktycznie, i mnie miała za zwykłego ochlaptusa, a to źle mi wróżyło… Tak… wygłupiłem się. Ale, cholera, jej wściekłość była urzekająca. No.. głupek ze mnie.
Milczenie przerwał Mirek:
- … Jakie jest twoje życie? – zapytał poważnie.
Nie wiedziałem co mu odpowiedzieć. W popłochu uświadomiłem sobie, że nie znam odpowiedzi. To znaczy, coś mi mówiło, że wiem, bo to oczywiste, ale gdy chciałem ubrać tę wiedzę w słowa – trafiałem w pustkę.
- Dlaczego o to pytasz?
- Moje życie jest takie, jakie widzisz. Pewnie się już nie zmieni. Chyba tylko na gorsze. A z tobą jak jest?
- Nie wiem…co ci odpowiedzieć.
Jak to się stało, i dlaczego te słowa przyszły mi do głowy?
- Gram z diabłem w mariasza; jeśli jego lewa bierze – ja oddaję nią część swojej duszy. Jeśli moja lewa bierze – część jego duszy biorę ja. Gra trwa. Lecz teraz nie wiem kim ja jestem, a kim jest on. Nasze karty nie są znaczone. Blefujemy, ale nie oszukujemy. Jesteśmy jedną talią kart.
- Ciekawie mówisz… ale… tak poważnie. Zastanawiałeś się nad tym?
- Owszem… zastanawiałem się. Tylko, do czego zmierzasz?