Marat i mnich rozdział 4 (TERAZ JUŻ DOBRZE WKLEJONY)
Nigdy nie wiedziałeś, co się stanie podczas mieszania barw na palecie i gdzie zaprowadzi cię twoja wyobraźnia.
Może nie dla każdego ten zapach był zniewalający, ale ją odprężał. Nie tyle sam zapach, ale czynność, która mu towarzyszyła, malowanie. Kiedy, więc zbliżała się do końca swojej malarskiej małej przygody, z żalem odłożyła pędzle do słoika z wodą. Popatrzyła na tykający na ścianie zegar, jak pstryknięcie palcem, minęło ponad dwie godziny odkąd zaczęła malować. Obraz różnił się bardzo od oryginału, ale i tak była zadowolona z efektu. Jedynymi akcentami koloru, było ciemne niebo i smuga na horyzoncie, będąca lasem przy klasztorze. Nawet nie zauważyła, kiedy zaszyło słońce i w kuchni zrobiło się ciemno, nie było już sensu dalej malować. Powoli odłożyła obraz do wyschnięcia był tak udany, że postanowiła go zawiesić obok oryginału, oba świetnie się uzupełniały. Zaczęła sprzątać farby ze stołu, wylała wodę z pojemnika, umyła pędzle, wszystko schowała do szuflady, gdzie przechowywała sprzęt do malowania.
Kot już dawno ulokował się w jej ulubionym miejscu łóżka, na środku pościeli, jego zmrużone powieki drgały od czasu do czasu jakby zwierzak, o czym śnił. Przez sen mocniej podwinął pod siebie łapki, rzeczywiście był słodki, ale tylko jak spał, idealny kandydat do kolejnego rysunku, ale może nie dzisiaj. Przesunęła delikatnie zwierzaka w nogi łóżka, jeszcze raz spojrzała na zegarek na stoliku nocnym, rzeczywiście zrobiło się późno, a rano musiała wcześnie wstać. Posiedziała jeszcze chwile przy telewizorze i czując, że powieki jej opadają, leniwie przebrała się w dres, który służył jej za piżamę i bez kolacji, zanurzyła się w pachnącą pościel, natychmiast zapadła w sen.