magiczne opowiadanie.Czytajcie
***
Nie pamiętała, jak to się stało. Najpierw podążała mostem za Alice, a zaraz potem stała zupełnie samotna wśród mijających ją pośpiesznie ludzi. Rozglądała się zagubiona, lecz nigdzie nie dostrzegała swej towarzyszki. Wiedziała, że jeszcze niedawno zerkała z niepokojem na jej plecy, a teraz… Coś było nie tak.
Droga była szeroka, zupełnie inna od niestabilnie wyglądającego mostu. Podtrzymywana wielkimi podporami i grubymi łańcuchami, dawała o wiele pewniejsze podłoże. Oświetlały ją dwa rzędy wysokich świetlnych słupów, oddalonych od siebie o kilka metrów. Ludzie podążali w sobie tylko znane miejsca, potrącając Amy tak często, jakby w ogóle jej nie zauważali. Starała się uskakiwać na bok, ale wydawało się, że niemal celowo na nią włażą. Była coraz bardziej zagubiona i przerażona. Panika stopniowo brała nad nią górę. Rozglądała się rozpaczliwe, próbując wyszukać wśród tłumu odzianą w czarne skóry postać. Jednak nigdzie nie mogła jej dostrzec. Nie powinno to być trudne, zważywszy na to, jak dziwaczne stroje mieli na sobie ludzie. Były błyszczące i sztywne, a przez to wyglądały na okropnie niewygodne. Na dodatek raziły kolorami, przez co ktoś w czarnym ubraniu naprawdę wyróżniałby się spośród tych tłumów. A jednak, Amy nie mogła niczego wypatrzyć.
W końcu przestała walczyć z naporem ludzkich ciał i dała się ponieść tłumowi. Po jej policzkach spływały łzy, a strach ściskał serce. Tak okropnie bała się samotności. Nie wiedziała, co robić, gdzie iść.
Nic nie wiedziała. Nie miała wspomnień.
Wcześniejsze pragnienie spotkania innych ludzi przerodziło się w przemożną chęć ucieczki w jakieś ciche, ustronne miejsce. I najlepiej, żeby była tam Alice. Była tak samotna pośród tych wszystkich nieznajomych, jak nigdy dotąd. Nie pamiętała wiele, ale z ostatnich dni życia mogła wywnioskować, że nigdy nie była aż tak nieszczęśliwa. Przerażenie i uczucie osamotnienia walczyły o dominację w jej umyśle. Jak dotąd tylko mieszały się ze sobą i nieustannie nasilały.
Tłum niósł ją coraz głębiej do miasta. Chwilami chciała z tym walczyć, wyrwać się, jednak zaraz rezygnowała. Te krótkie próby walki stawały się z każdą chwilą coraz rzadsze. A ona coraz bardziej zniechęcała się do wznawiania ich. Jej szare oczy błądziły w przerażeniu po tłumie, szukając czegoś znajomego. Momentami nawet wydawało jej się, że coś takiego dostrzega, ale zaraz potem stawało się to zupełnie obce.