Mag z mglistej góry
– Morrisie, jak tam twoja jaskinia, stoi? – pytał siwego Jeremiasz z kpiarskim uśmieszkiem.
– Stoi – odparł z kamienną twarzą stary Morris.
– Więc mieszkacie teraz razem? – dopytywał się ciekawski pustelnik.
– Tak, Morris mnie przygarnął – zabrał głos zmartwiony Tadziu. Po tym pytaniu zapadła chwila ciszy, a atmosfera mimo ciepłoty powietrza, była zgoła drętwa.
– Czekamy jeszcze na kogoś? – spytał rudy.
– Tak, jeszcze jedna ofiara Maga z Mglistej Góry. Powinna się zaraz pojawić. Jest to pewien… – Jeremiasz nie dokończył zdania, bo przerwał mu Morris. – Mógłbyś nalać mi swojego wspaniałego ognistego trunku – zwrócił się do pustelnika – strasznie mnie suszy. – Mimo strzelającego w piecu drewna, siwy trząsł rękami, jakby go ktoś dopiero co wykopał spod śniegu.
– Ależ oczywiście, już polewam. – Podskoczył Jeremiasz. – Tadeuszu siedzisz bliżej, tam na parapecie są kubki. – Rudy wstał i podszedł do parapetu, na którym stała świeczka i cztery kubki. – Weź wszystkie – instruował go Jeremiasz. Gdy rudy wystawił rękę żeby je zabrać, coś z impetem uderzyło w okno. To coś tak go przeraziło, że nie mógł z siebie wydobyć słowa. Po dłuższej chwili stękania, w końcu wykrztusił: wi–wi–wi–WILK!
– Eh wpuść go, to mój znajomy – rzekł beztrosko Jeremiasz.
– Wilka?!– wydzierał się przerażony Tadeusz.
– Tak, tak – mówił ze spokojem pustelnik i widząc, że rudy wciąż nie może się otrząsnąć, sam podszedł do drzwi i wpuścił zwierzę do izby.
– Witam panów – odezwał się Wilk, po czym podchodził do każdego z obecnych podając łapę, jak nakazywały dobre maniery. Tadzia jednak nie opuścił szok i gdy Wilk wyciągnął do niego łapę, pobladł i przestał się ruszać.
W końcu wszyscy zasiedli z powrotem do stołu, jednakże rudemu, zamienionemu w słup soli, musiał pomóc Morris. Jeremiasz nalał każdemu pełny kubek ognistego trunku, fosforyzującego na pomarańczowo.
– No to jesteśmy w komplecie – stwierdził, z uśmiechem od ucha do ucha pustelnik. – Wszyscy wiemy co, a raczej kto, jest powodem dzisiejszego zebrania. Jest nim nie kto inny jak sam Mag z Mglistej Góry, który niejednemu stworzeniu z tych lasów, dał się ostatnimi czasy we znaki. – Pustelnik podniósł palec w górę. – Nie pozostanie jednak bezkarny, bo chociaż wydaje mu się, że może wszystko, to prawo obowiązuje wszędzie!
– Śmiechu warte – skomentował pod nosem Morris.
– Co? – spytał wybity z rytmu pustelnik.
– Nic, nic, tak mi się odbiło. Wyborny trunek. Mów dalej przyjacielu – zachęcił pustelnika. Jeremiasz kontynuował więc:
– Każdy z was opowie teraz swą tragiczną historię, w której główną rolę odegrał Mag z Mglistej Góry. Następnie osądzimy winowajcę i podejmiemy odpowiednie kroki. Niech zacznie ostatni z przybyłych. – Jeremiasz wskazał na Wilka.
– Hm, wydaje mi się, że moja historia zmrozi wszystkim krew w żyłach tak bardzo, że nikt nie będzie w stanie po mnie opowiadać. Panowie zaczynajcie – zachęcał Wilk.
Tadziu utkwił nieruchome spojrzenie w jakimś sęku na stole. Morris widząc stan rudego zaczął:
– Kolega Tadziu jest widocznie tak wstrząśnięty, tym co mu zrobił Mag, że nie będzie mógł przemówić. Powróciły bowiem niedawne obrazy makabry, jaka wtargnęła znienacka w jego życie. Muszę powiedzieć, że znam sprawę dobrze, gdyż przygarnąłem tego biedaka do siebie, po tym jak, cytuje: „huragan wywołany czarami Maga porwał mu chatę” – Morris przerwał, uśmiechnął się i dokończył kubek. – Ten rudy młodzieniec opowiedział mi swą historię ze szczegółami. Jest pewien, że to sprawka Maga, gdyż godzinę przed huraganem gościł go w swych progach. Z relacji wynika, że Mag miał wtedy komentować konstrukcje nowo wybudowanej pustelni Tadeusza i zalecać pewne innowacje architektoniczne. Mój znajomy nie był jednak zachwycony radami przemądrzałego przybysza, który powoli zaczynał być natarczywy; Tadeusz wtedy nie wiedział, że to Mag. Wyprosił nieznajomego śmiejąc się z jego zastrzeżeń co do konstrukcji. Miał wtedy powiedzieć: „Będziesz Pan coś budował, to sobie zrobisz tak jak będziesz chciał”, na co mag podobno odparł: „Nie mój cyrk, nie moje małpy, ale jeszcze zobaczysz”. Tak to wyglądało w przypadku kolegi. Szczerze mówiąc sam nie wiem co o tym myśleć – stwierdził Morris. – Teraz opowiem swoją własną historię, ale nim zacznę, proszę Jeremiaszu, dolej mi ognistego trunku, bo z tej gadaniny zaschło mi w gardle.