Łzy Anioła cz. II
iome kreski, a oczy znacznie powiększyły się jakby zobaczyły ducha. Patrzała tak chwilę na mnie i powiedziała jąkając się:- Ale jak to..skąd wiesz, że babcia nie żyje?- Widziałam ją. Powiedziała żebyśmy za nią nie płakali, bo jest tam szczęśliwa..- Tam? Znaczy się..- Tak, jest w niebie. Byłam tam przez chwilę, ale musiałam wrócić.- To jakieś brednie!- Usłyszałam głos mojego ojca w którym wyczuwałam ironię i brak wiary w moje słowa. Obie z matką spojrzałyśmy na niego takim wzrokiem jakbyśmy chciały oczami zamknąć jego usta. Zrobiło mu się trochę głupio, spojrzał w całkiem inną stronę jakby chciał nam wmówić, że to nie on powiedział. Nie potrafił mi uwierzyć, nie dopuszczał do siebie myśli o istnieniu pozaziemskiego świata, uważał mnie chyba za wariatkę. Nie potrafiłam zrozumieć wtedy dlaczego, przecież zawsze wierzył w Boga, a teraz zwątpił wątpiąc w istnienie życia pozagrobowego. Czasami doświadczenia życiowe przynoszą zwątpienie, ale wątpiąc pozbawiamy siebie sensu życia choć często sami o tym nie wiemy. Trzeba wierzyć do końca we wszystkie pozytywne wartości nawet jeśli one nie istnieją. Ta wiara właśnie może to zmienić. Wiara czyni cuda. Nie chciałam by ojciec uważał mnie za idiotkę, która sobie coś wymyśliła, chciałam by mnie pocieszył choć raz. Jego słowa mnie zabolały, chciałam się im przeciwstawić, udowodnić, że to co mówię, to nie wytwór mojej wyobraźni, ani kolejna fantazja, ale prawda. Miałam tego nie mówić, ale nie wytrzymałam i zapytałam moich rodziców:- Kiedy mieliście mi zamiar powiedzieć, że nie jestem waszą biologiczną córką? - Te słowa wywołały wielkie zdziwienie na twarzach starszych ludzi, poczuli się zawstydzeni, zmieszani, zaczęli się jąkać, nie wiedzieli zupełnie co powiedzieć. Mieli wrażenie, że każde słowo wypowiedziane nie będzie dobre, nie przyniesie żadnego efektu. Poczuli się źle, dźwigali całe życie w sercu poczucie winy, które w tej właśnie chwili nasiliło się. Ciężaru niesionego kłamstwa nie można ukryć, nie można wyrzucić, można je zwalczyć jedynie prawdą. Mój ojciec zwiesił tylko głowę w dół. Uważał, że większą winę za wszystko ponosi Maria, bo to ona przyniosła dziecko z lasu, ale wina leżała po obu stronach w tym samym stopniu. Moja mama złapała nieświeże, szpitalne powietrze w usta i powiedziała:- Skąd to wiesz?- Jezus mi powiedział, powiedział mi wszystko. - Odpowiedziałam, ale nie miałam żalu do rodziców, wiedziałam, że zrobili to dla mojego dobra. Czułam głęboką wdzięczność za to, że mnie przygarnęli, że wychowali. Nie musieli przecież tego robić, mogli tak jak każdy człowiek przejść z obojętnością by dalej móc martwić się tylko o siebie. To dzięki nim przecież żyłam, mogłam doświadczyć życia na ziemi, rozpocząć tę niezwykłą wędrówkę po labiryncie zła, poznać głębię ludzką. Życie ma niestety różne scenariusze, które wyznacza los, a my musimy wybrać tylko jeden z nich. Mogłam przecież zginąć już jako niemowlę w lesie z głodu i wycieńczenia. Myślę, że ocalałam, bo Bóg napisał dla mnie scenariusz, przydzielił odpowiednią rolę w tym teatrze zwanym światem. Odwróciłam tylko głowę w inną stronę, przed moimi oczami pojawiła się stara, metalowa szafka stojąca przy moim łóżku. Rodzice tylko spojrzeli dziwnie na siebie zamarłymi twarzami niewzruszonymi niczym kamień. Potem zaczęli się tłumaczyć, że nie chcieli, że to wszystko dla mojego dobra, że nie powinnam się stresować teraz, w takim stanie, ale powinnam własnymi siłami wracać do zdrowia. Naszą rodzinną godzinę szczerości przerwał lekarz, który właśnie wszedł do sali. Był to niskiego wzrostu zgarbiony staruszek z czarną brodą. Jego biały fartuch wydawał się za duży. Najpierw stanął jak wryty, popatrzył na mnie wyłupiastymi oczyma świecącymi spod wielkich okularów. Potem uśmiechnął się serdecznie jakby zobaczył dobrego ducha. Obserwowaliśmy wszyscy jego zachowanie. Nagle doktor ściągnął okulary