Love in the saddle
W kilku zdaniach zrelacjonowałem mu , co się wydarzyło niecałe dwie godziny temu.
- Dobrze John. Spotkamy się w szpitalu.-odparł z powagą w głosie.
Wiedziałem, że Tom nie nawali w tej sprawie. A była ona bardzo poważna.
Droga do centrum Seattle zajęła mi dwudzieścia minut. Do szpitala dotarłem jeszcze szybciej. W głównym holu zadzwoniłem do Grety , by powiedziała mi gdzie jest. Okazało się ,że była pod blokiem operacyjnym.-Czyżby matka małej Inez i ona sama były operowane.- ta myśl nie dawała mi spokoju dopóki nie dotarłem przed salę operacyjną.- Ujrzałem Gretę, wyglądała piękniej niż przed pięcioma laty .-Poznaliśmy się wiosną tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego ósmego roku. Przed ślubem byliśmy parą przez dwa lata. Od trzech jesteśmy szczęśliwym młodym małżeństwem. A od roku byliśmy szczęśliwymi rodzicami małego chłopca Nathaniela George'a. Bogu dzięki, że został w domu z naszą gosposią Eleną. A już nie długo będzie on starszym bratem .- Ta myśl mnie napawała nadzieją i radością zarazem.- Rozmawia z policjantami oraz naszym adwokatem i przyjacielem Tomem Smithem. Ruszyłem w ich stronę.
- Greta-odezwałem by zwrócić na siebie jej uwagę jak i wziąć w ramiona.
-John - pisnęła szczęśliwa widząc mnie. Rzuciła mi się w ramiona i rozszlochała. Bardzo przeżywała tą całą sytuację.-Wzmocniłem uścisk by dodać jej otuchy i wsparcia. Trwaliśmy tak dłuższą chwilę w swoich objęciach.- Miałem nadzieję , że wszystko będzie dobrze.- Greta odsunęła się ode mnie i ocierała policzki z łez wierzchem dłoni.
- Lepiej się czujesz?- zapytałem żonę.
Skinęła głową i popatrzyła na mnie.
- Musimy porozmawiać- powiedziała i spojrzała w kierunku bar szpitalnego, gdzie przy stoliku siedzieli dwaj policjanci i Tom.- Ruszyliśmy w ich kierunku. Wymieniłem szybki uścisk dłoni z mężczyznami i zajęliśmy z Gretą wolne miejsca.
Pierwszy odezwał się policjant po mojej lewej. Wysoki ciemnoskóry, wysportowany mężczyzna. Jego kolega był podobnej postury i miał na nosie śmieszne profesorskie okulary.
- Godzinę przed operacją-zaczął głosem pozbawionym jakichkolwiek emocji.- Ta młoda dziewczyna przyznała się nam ,że od pół roku temu uciekła z Toronto i ukrywała się w tym lesie. Jej rodzina ,zgłosiła zaginęcie. Przylatują jutro rano z Vancouver. -Jezu-pomyślałem.-Greta na słowa mężczyzny ścisnęła moją dłoń. Ja też nie pozostałem jej dłużny.-Zrzekła się tez praw do dziecka i podpisała zgodę by państwo adoptowali małą Inez.-dodał i podał nam dokumenty które wcześniej Tom miał już dla nas przygotowane.
Po szybkim przeczytaniu wszystkim dokumentów, bez wahania Greta i ja podpisaliśmy je. Od tego dnia nasza Inez miała zostać z nami na zawsze.
Greta znów mnie przytuliła i szepnęła do ucha.
-Dziękuję ci.
Uśmiechnąłem się do niej. Spojrzałem na czarnoskórego policjanta i zapytałem wprost.
- A jeśli rodzice tej dziewczyny, bedą chcieli zabrać małą.-zapytałem pełnym obaw głosem.
Mężczyzna bez wahania mi opowiedział.
- Gdy poinformowaliśmy rodziców dziewczyny, że ona niedawno urodziła dziecko. Powiedzieli nam, że to problem ich córki nie ich. Niewzruszyło ich też to, że ich córka może nie przeżyć. Oznajmili nam, że dziecko powinno trafić do rodziny zastępczej. Oni niechcą go wychowywać.-odparł policjant. W jego oczach zauważyłem Wraz odrazy dla tych ludzi.
-Bogu dzięki, że tak szybko się zgodziliśmy na adopcję małej -odezwała się po chwili Greta.
Tak mała Inez od teraz będzie bezpieczna z nami. Nawet nie chcę myśleć , co by było gdyby mieszkała z rodzicami swojej biologicznej matki.