Love in the saddle 6
-Tatko- odezwałam się do niego zachrypniętym głosem. Posłałam mu promienny uśmiech.- Już dobrze.
-Już teraz , wiemy że będzie dobrze.-odparł tata, również się uśmiechnął.
- Gdy dotarliśmy do szpitala, w dalszym ciągu byłaś nieprzytomna i nie mieliśmy pojęcia czy się obudzisz. Byli tam już, Michael i Jason z wujkiem Matterem...-urwał, bo nagle mama rzuciła się mi w ramiona. Pachniała lasem i szarlotką domowej roboty.
-Moja kochana córcia- powiedziała płaczliwym głosem. Obie trwałyśmy tak dłuższą chwilę.- Tak strasznie się o ciebie martwiliśmy, odchodziliśmy od zmysłów.
Mamo, jestem tu z wami. Przecież żyję, nie umarłam.
- Greto ostrożnie- upomniał łagodnie swoją żonę, tato- Pewnie wszystko jeszcze ją boli.
- Oj, daj spokój Johnny -burknęła mama na swojego męża.
-Jadłaś coś kruszynko- odezwała się do mnie mama. Pokręciłam przecząco głową. Mama ucałowała mnie w głowę.
Oderwała się ode mnie i podeszła do jednej z kanap, gdzie leżała duża torba. Wyciągnęła z niej termos i małe bagietki. Podeszła z obiema rzeczami do mojego stolika przy łóżku.
- Rosół i bagietki- oznajmiła wlewając zawartość termosu do miseczki.
Zapach był wyborny, moja ulubiona potrawa. Aż ślinka napłynęła mi do ust. Nie zdawałam sobie z tego sprawy, że aż tak byłam głodna, dopóki nie spróbowałam pierwszej łyżki zupy.
- Kocham cię mamuś- powiedziałam i przytuliłam ją .
Ostrożnie uwolniłam się z objęć mamy i ucałowałam ją w policzek. W jej oczach nadal tańczyły łzy. Jejku. Czyż aż tak źle ze mną było. Po chwili wróciłam do jedzenia.
Wiedziałam ,że tylko się tak między sobą droczą . Tak naprawdę bardzo się kochali i świata po za sobą nie widzieli i nami też oczywiście. Przez kolejną godzinę rodzice opowiedzieli mi , co tak naprawdę się wydarzyło, gdy byłam nieprzytomna. Mówili, że widzieli na komisariacie nagranie z moim udziałem i to ich bardzo zmartwiło i przeraziło. Tata ,aż drżał z nerwów, gdy opowiadał.- Bogu dzięki, że ja tego nie widziałam.- On również był wściekły na syna Whitemana , za to co zrobił jego ukochanej kruszynce. Widziałam to w jego oczach. Ten ból, strach o mnie. Powiedzieli mi też, że gdy tylko wyjdę ze szpitala, będę się uczyła do matury w domu.- To był niezły pomysł. Nigdy nic nie wiadomo, czy Matta skażą za to co mi zrobił. Oraz czy trafi do pudła. A może po raz kolejny mnie zaatakować. Dowiedziałam się też od nich, że wujek załatwił nam ochronę przez cały okres trwania śledztwa i prawdopodobnie procesu. Widzieli, jak kilka dni temu, radiowóz zabierał ze szpitala młodego Whiteman do aresztu.-Tato powiedział mi ,że będę mogła z nim o całej tej sytuacji pogadać.- och, tato nie masz pojęcia jak bardzo chcę wykrzyczeć o tym co się stało.
Znów się rozpłakałam.
-Córeczko- mruknęła mama widząc moją twarz we łzach. Znowu mnie przytuliła.- Wszystko będzie dobrze. Poradzimy sobie z tym. Pomożemy ci.
Doskonale wiedziałam, że zawsze mogę na moją rodzinkę liczyć i że zawsze mi pomogą. Nigdy mnie nie zawiedli.
Tak bardzo chciałam być już w domu. Tęskniłam za swoim pokojem i Cieniem. Wiedziałam, że dopóki sińce na żebrach nie zejdą na dobre nici z jazdy konnej. Godzinę później przyszedł doktor Parker sprawdzić jak się czuję. Przywitał się z moimi rodzicami . Porozmawiał z nimi chwilę o moim stanie zdrowia. Rodzice słysząc dobre wieści, pożegnali się ze mną i lekarzem. Wyszli. Dziesięć minut później doktor Parker także opuścił mój pokój.
Zostałam sama w czterech ścianach szpitalnej Sali. Zasnęłam w bardzo niespokojny sen.
***
Wypisali mnie ze szpitala w poniedziałkowy poranek. W szpitalnej aptece zrealizowałam zakup przepisanych tabletek antykoncepcyjnych przez doktor Swan.- Wrzuciłam je do torebki. Ruszyłam do wyjścia. Odebrał mnie stamtąd mój brat , byli z nim jeszcze Mike i Jason.