Love in the saddle 12
- Lubię, gdy jesteś niegrzeczna- wymruczał gardłowo.- Proszę weź mnie.
Miałam dość czasu, by przedłużyć tę chwilę w nieskończoność. Cały drżałeś. Stwardniał jeszcze bardziej. Drugą dłoń skierowałam na jego jądra, które również domagały się pieszczot, nabrzmiałe. Moje usta zaczęły coraz szybciej go pochłaniać. Moja głowa unosiła się i opadała, kiedy go zadowalałam bez opamiętania. Chwycił m nie za potylicę, odsuwając i chciwie przysuwając moją głowę z powrotem. Urzekło mnie to, jak spokojnie zaczął na dawać tępo, by za chwilę zacząć szybciej i drapieżniej, gdy stopniowo zawładnęła nim żądza. Nie chciałam przestać. Wydawał z siebie jęki ekstazy.
- Chryste, Inez… nie przestawaj… Tak skarbie… Twoje usta.
Wynagrodził im owocną pracę ofiarując ciepły nektar, który rozlał się w moich ustach. Zadrżałam z zachwytu. Zaczęłam się wić na podłodze brodzika opętana jego pożądaniem. Byłam już tak podniecona rozkoszą jaką mu ofiarowałam. Nie przestawałam, dalej go przyjmowałam, do końca aż przestał pulsować. Nakarmił mnie swoją przyjemnością.
Pocałowałam go w usta, namiętnie. Nigdy się nie odsuwał. Przyciągnął mnie do siebie, że nasze ciała płonęły z napięcia jakie ciągle rosło. Niechętnie oderwałam moje usta od niego soczystych warg.
- Chodź tu do mnie, aniołku- usłyszałam, gdy Jay wyciągnął mnie z pod strumienia wody. Przyparł mnie do zimnej tafli lutra. Całował mnie tak zapamiętale i zaborczo. Jakby już nigdy miał mnie nie zobaczyć. Jego nienasycone dłonie dotykały zmysłowo mojej skóry.
Ten czas należał do niego. Stojąc w bezruchu i chłonąc oraz odczuwać tylko przyjemność. Czekałam na ciąg dalszy a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Mój oddech zaczął szaleć a między udami robiło się mokro. Budował napięcie, sprawdzał moją cierpliwość, której miałam coraz mniej. Jęki wypełniały pomieszczenie, wyobraźnia rysowała mi sytuację dziejącą się tuż za zamglonym z pożądania wzrokiem, który uniemożliwiał mi patrzenie.
- Dla mnie jesteś najpiękniejsza, aniołku-szepcze Jamie w zagłębienie mojej szyi.- Uroda dorównujesz Afrodycie.
Całując moją szyję, mostek, piersi rysując na moim ciele tą słodką ścieżkę. Zaczął ją tworzyć od jednego sutka do drugiego, nieprzerwanie wyznaczając trasę do zlizania. Rozlewające się pragnienie w moim ciele rośnie z minuty na minutę przy każdym jego pocałunku: Jęczę głośno. Od prawej strony do lewej i tak aż do wzgórka łonowego, na którym wyznaczył metę. Zamruczałam z przyjemności jaką mi serwował. W końcu dotarł do celu i prowadził mnie na wyżyny najsłodszego orgazmu. Szarpnęło moim ciałem przez nieznajome dotąd uczucie. Jego zwinny języczek powrócił do łechtaczki i zaczął ją pieścić, wsuwając we mnie dwa palce, które znacznie zbliżyły mnie do szczytowania.
Jego ruchliwy język zaczął na niej zataczać małe kółeczka. Drżałam, opierałam się kurczowo plecami i dłońmi o taflę lustra.
Traciłam kontakt z rzeczywistością i panowanie nad ciałem. Kurczyłam się na jego palcach, kiedy nadal mnie pieścił ustami. Przytrzymałam go i doszłam. Spodobało mi się. Zatrzymaliśmy się w czasie. Chwila była nasza. Mój jęk zmienił się w krzyk rozkoszy…
Nie wiedziałam nawet, kiedy, James zdążył wyłączyć deszczownicę, bo nie słyszałam szumu wody. Otworzył kabinę i wszedł z pod prysznica. Cicho pogwizdując. Następnie sięgnął po dwa ręczniki , a jednym się nim owinął wokół bioder. Przesunął się w stronę umywalki robiąc mi miejsce. Zaś drugim ręcznikiem owinął mnie.- Uśmiechnęłam się do niego psotnie. - Za to cały czas Jamie nie spuszczał ze mnie wzroku.