LONDYŃSKIE CLINERKI CZ .6 ( OST)
Kuchnia była pomieszczeniem, które było położone najniżej, reszta biura na moje szczęście była w wyższej kondygnacji. Dlatego nie został zalana! Cóż. Ucieszyłam się ogromnie. Piątek, późne popołudnie a ja musiałam wyjść z tego biura i kupić jakieś chociażby wiadro i mop, bo jakoś do tej pory nie było mi nigdy potrzebne. Gdy wróciłam wody jakoś nie ubyło, ale cóż, zaczęłam wylewać ją do zlewu. Zeszło mi naprawdę chwilę, zdecydowanie dłuższą chwile, Miałam pecha, -jak mi się wówczas wydawało, gdyż jedna ściana wychodząca na ulice była przeszklona. Wszystko co dzieje się w aneksie kuchennym było widać na ulice. Można było opuścić rolety, gdyby akurat ktoś miał ochotę na seks na blacie kuchennym, ale ja tego zrobić nie mogłam gdyż , do szczęścia brakowało mi jeszcze tylko żeby zamokły owe rolety. Zobaczyłam, że ludzie na ulicy zatrzymują się i robią mi zdjęcia… Pomachałam im, bo cóż mogła więcej, płakać mi się chciało, a nie mogłam zostawić basenu w kuchni w centrum Londynu na weekend. Nie wiem ile czasu mi zajęło wylewanie wody, ale zrobiłam to. Międzyczasie zadzwonił właściciel biura i zapytał o sytuacje swojego kompleksu kuchennego. Wytłumaczyłam mu, że różowa nie jest, ale był już po kilku drinkach, przyjął to bez większego zmartwienia, nawet pozwolił mi iść do domu…
Starałam się przywrócić aneks kuchenny do normalności, ale to okazało się trudniejsze niż mi się wydawało na początku. Nie mogłam zrobić wiele, wiec zostawiła kartkę na biurku właściciela jak według mojej oceny wyglądała sytuacja. W opisie pominęłam fakt, iż alarm prawdopodobnie włączył się dlatego, że miałam gorącej pary w kuchni więcej niż śniegu w całych Alpach.
Poszłam do domu, cóż mogłam więcej zrobić, miałam mokre spodnie, buty, koszulkę i wszystko, byłam zła i wyglądam tragicznie, ale, to uroki tej pracy.
Następnego dnia właściciel biura wytrzeźwiał, oczywiście wstał po angielsku w południe na mega kacu i odwiedził swoje biuro. Domyślam się, że jego stan wówczas pogorszył się jeszcze bardziej, ale przeżył. Zaraz zadzwonił do firmy, która montowała alarmy przeciwpożarowy w jego biurze. Robili testy, sprawdzali. Twierdzili, że nic takiego nie mogło się zdarzyć samoczynnie. Wykluczali wszystkie takie możliwości, nawet sugerowali, że może jednak to ja paliłam papierosa, albo jakieś ognisko, o zgrozo.