Z sercem na piechotę
Kiedys się z sercem przechadzalem po parku. Ścisnąłem je za mocno bo zaczęło krzyczeć. Ale ja się tylko martwiłem o nie... Nie chciałem żeby je zabolało. Przepraszałem. A ono ciągle płakało. Pobrudziło mnie wszędzie, cały byłem w krwi umazany. Broczyło spazmatycznie czas długi, ale nagle się podniosło i przetrało oczy. Wstało i przyspieszyło biegu. Nie bardzo nadążałem tak biegło.-Nie pędź tak, przecież nie możesz! Wołałem za nim pozostając bez odpowiedzi. Słyszałem jak krzyczało od bólu, jak cierpiało biegnąc...a mimo to z tętnicą niczym szal zawiniętą wokół biegło z zapałem 12 latka. Naprawdę, mogę przyrzec. Nie wiedziałem, że biegnie do respiratora. Wiedziało, że umiera, że kończy żywot, ale dobiegło do jakiejś osoby i znikło na moment. Weszło w drugie ciało i wyszło po chwili całkiem nowe. Dziewcze na mnie zdumione spojrzało, ale po chwili uśmiechnęła się szeroko. Popatrzyłem na swoją dziurę. Wyglądałem jak wariat. Ale ona mnie w usta pocałowała i powiedziała jedno zdanie: To moja dusza go do mnie przywiodla bo własnie o Tobie myślałam...