Ławka
Jedno z moich opowiadań, chociaż nie ma ich zbyt wiele... Napisane ponad rok temu, dotąd publikowane tylko w jednym miejscu - na moim blogu (na który, po więcej opowiadań, jak i innych tekstów, serdecznie zapraszam: http://still-changeable.blogspot.com). Z perspektywy czasu, być może zmieniłabym w nim parę rzeczy, jednak pisząc je, dokładnie wiedziałam, co chcę zawrzeć i dlaczego taka, a nie inna historia. Stąd - zapraszam do czytania.
***
"Ławka"
Był mroźny, grudniowy wieczór, gdy stojąc pod blokiem, patrzyła się w niebo, wdychając dym z papierosa. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli, że mogłaby zacząć palić, ale zbyt wiele negatywnych emocji się w niej skumulowało, tak, że jedyną ucieczkę widziała w kolejnych nałogach… Jej pierwszym był w końcu on, a dokładniej ta chora miłość, którą go obdarzyła, a o jakiej bała się mu powiedzieć. Tak, była słaba, cholernie słaba. Myślała, że przestała czuć cokolwiek widząc, że to nie miałoby sensu, ale nie, to nadal siedziało gdzieś głęboko. Kochała go. "Idiotka" - to słowo zbyt często przechodziło teraz przez jej myśli. W każdym facecie starała się znaleźć jego cechy, a że było to niemożliwe, nie potrafiła zainteresować się dłużej kimś innym. Ciągle w jej głowie widniała tylko jego postać. Na wszelkie sposoby starała się to wyrzucić. Bezskutecznie. Jeszcze teraz, ta cholerna wiadomość jaką przeczytała, sprawiła, że czuła się już całkowicie pozbawiona wszelkich nadziei. Z drugiej strony, skąd mógł wiedzieć, co ona czuje do jego osoby, jeśli mu nie powiedziała? Miał prawo zakochać się w innej... Sama zadała sobie ból przez brak odwagi. Wędrując myślami po ścieżce wspomnień, jakie malował jej umysł, nie zdawała sobie sprawy, jak długo już stoi pod tym obskurnym blokiem w mieście, które stało się jej przekleństwem, trzymając niedopałek w dłoni. Z wściekłością rzuciła go na ziemię i zamiast wrócić do swoich czterech ścian, zaczęła biec. Nie bała się nocy. Tego, że może spotkać nieprzychylnych ludzi. Miała to gdzieś. Bo nic się nie liczyło oprócz niego. A skoro mieć go nie mogła, jaki był sens jej istnienia?
Biegła więc coraz szybciej, a lekki mróz sprawił, że jej policzki zrobiły się rumiane, wiatr z kolei układał złote kosmyki tak, jak mu się podobało, a sama czuła, że po zmarzniętej twarzy spływa maleńka łza. Otarła ją, bo nie chciała kolejnych objawów swojej słabości. Od zawsze była zbyt emocjonalna, co z jednej strony traktowała jako zaletę, lecz w chwilach takich jak ta, jej natura stawała się przekleństwem. W pewnym sensie brak odwagi sprawił, że czuła się jak wrak człowieka. Może nawet nie sama miłość, jaką żywiła do niego potęgowała to odczucie, jak i dodatkowe problemy, o których w obecnej chwili myśleć nie chciała. Zastanawiała się, co jej z bycia na tym świecie, skoro bez ryzyka i walki o własne uczucia, tak naprawdę w pełni nie żyła. Po kilkunastu, a może już nawet kilkudziesięciu minutach, nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, lecz jeszcze zaledwie parę metrów dzieliło ją od pobliskiego parku. Zawsze z lekką pogardą myślała o wszelkich przejawach zieleni w miastach, bo co jej z paru drzewek, wśród wszechobecnego hałasu, brudu, ohydy pobliskich dzielnic? Do tego rozpadające się, porysowane przez dzieciaki czy jeszcze gorzej – opisane wulgaryzmami „kibiców” ławeczki. Śmiechu warte. Jeszcze teraz, zimą, było to jedynie skupisko drewnianych kawałków drewna, na których zmęczony spacerem człowiek, może przez chwilę usiąść i odpocząć, jak i pojedynczych drzew, pozbawionych liści, jedynie ze zmarzniętymi, oszronionymi gałęziami. A mimo to wiedziała, że w tej chwili przepełnia ją nienawiść do wszystkiego wokół, a przecież wracała w to miejsce ilekroć było źle. Tak, jakby cały ten ruch tłumu, obecny miejski świat przestawał istnieć gdy oddawała się własnym przemyśleniom na tej jednej z wielu, zniszczonych ławek. Tej nocy nie miała ochoty wracać na mieszkanie, udawać przed współlokatorkami, że nic się nie stało, choć z drugiej strony wiedziała, że to samolubne, bo zaczną się martwić. Wysłała zatem krótką wiadomość: "jestem u znajomej, wrócę rano". Nienawidziła kłamstwa, a w tej chwili sama się go dopuściła. Zdała sobie jednak sprawę, że musi tak zrobić, bo jedyne czego chciała w tym momencie, to pozostać właśnie sama ze sobą i mętlikiem jaki utworzył się w jej głowie. Choć wizja spędzenia nocy na kawałku drewna pośród paru drzew nie była bezpieczna to uznała że to nieważne, nic się jej nie stanie, w końcu musi choć raz być silna. I ta myśl cały czas kotłowała się w jej głowie. Dlaczego więc nie umiała podjąć ryzyka, wtedy gdy tak bardzo jej zależało? Może jednak nic nie czuła, oszukiwała samą siebie? Zresztą wiedziała jak często jest niepewna swoich uczuć, lecz już po chwili wróciła do niej świadomość, że próbuje bezskutecznie przekonać się do zmiany tego, czego tak łatwo wyzbyć się nie da. Kochała go i nic w tym momencie nie potrafiło tego zmienić.