Lalki cz. III
- Przez długi czas nie pozwalano mi na spotkanie z tobą. Coś musiało się zmienić - zauważył, patrząc uważnie na syna. Spod jego ciemnych brwi przyprószonych już siwizną wciąż spozierały bystre oczy. Na jego twarzy widoczne były zmarszczki, a mimo to zachował dawny wygląd mężczyzny trzydziestoletniego. - Cieszę się, że w końcu mogę cię zobaczyć.
- Przestań, tato - uciął krótko Bruno, zerkając na ojca pobłażliwie. - Z pewnością jest ci łatwiej. Nie musisz dźwigać ciężaru, którym zawsze byłem ja.
- Dlaczego tak mówisz? Jesteś moim synem, nigdy nie byłeś dla mnie ciężarem.
- Zaskakujesz mnie coraz bardziej - przyznał, odchylając się na krześle do tyłu. - Kiedy okazało się, że Kasper zmarł, myślałem, że z kolei ty zabijesz mnie.
- Bruno, błagam... Nie mów tak - poprosił, składając ręce niczym do modlitwy. W jednej sekundzie postarzał się o dobre dwadzieścia lat. - Zawsze byłeś dla mnie najważniejszy. Dla mamy także.
- Oboje mnie nienawidziliście, a ty nadal - odparł, przysuwając się bliżej ojca. Spojrzał mu prosto w oczy, wkładając jedną dłoń do kieszeni swoich białych spodni. - Nie martw się, tato. Za niedługo się spotkacie i będziecie mogli mnie nienawidzić razem. Do końca.
Niepostrzeżenie wyciągnął ku mężczyźnie srebrny widelec. Zaśmiał się cicho i ignorując nieme przerażenie, które pojawiło się na twarzy jego rodziciela, dopadł do niego, chwytając za głowę i z całej siły wbił widelec w jego szyję. Krew trysnęła na wszystkie strony, a on odskoczył w bok, rozwierając dłonie. W tej samej chwili w pokoju pojawiło się kilkoro mężczyzn, przygwożdżając go do ściany.
- Obyś zdechł! - wykrzyknął, rozciągając usta w uśmiechu. - Będzie się smażył w piekle razem z moją matką za to, że stworzyli potwora.
Ciemnowłosy mężczyzna zapisywał pospiesznie kolejne strony, po czym przerwał, zerkając znad okularów na Bruna.
- Otrzymałeś karę śmierci.
- Cudownie. Szykuje się niezapomniane widowisko.
- Czy jesteś świadomy tego, co cię czeka?
- Absolutnie. Dlatego warto będzie mieć przy sobie kamerę - odparł, chichocząc. - Chociaż... Kiedy mnie znajdziecie, będzie już po wszystkim.
VI
Jego dawne lalki, które zakopał pod dębem na podwórku zaczęły do niego przemawiać. Towarzystwo Kaspera i jego ojca zdawało się im nie wystarczać. Domagały się jeszcze więcej, ale on nie wiedział, w jaki sposób miał zaspokoić ich głód.
Zabawa dobiegała końca.
Na spotkanie ze Śmiercią umówiony był dnia następnego o poranku. Na samą myśl, uśmiechnął się szeroko i przystąpił do śniadania. Musiał przyznać, że kanapki z tuńczykiem po raz pierwszy wyszły im naprawdę smakowite.