Kunegunda
Otworzyłam oczy, albo zgasło światło, albo straciłam wzrok. W zasadzie i tak wiedziałam, ze to drugie. Zaczęłam krzyczeć, tupać drzeć się… Grunt to zachować spokój i myśleć optymistycznie. Kiedy już wyrwałam wszystkie włosy, wgryzłam się zębami w prawą rękę, nie czując bólu pomyślałam, że nie żyję. Ale słuch miałam dobry, bo usłyszałam coś przerażającego, strasznego, okropnego… śpiew pingwina.
Kiedy odzyskałam przytomność, doczołgałam się do wanny, ślizgając się na własnej ślinie. Postanowiłam wziąć odprężającą kąpiel. Schyliłam się, żeby znaleźć trochę soli morskiej. Kupiłam ją pod nazwą sól jodowana, w pobliskim sklepiku. Nie ma to jak orzeźwiająca kąpiel morska. Odprężona, zasnęłam. Śniły mi się wspomnienia z dzieciństwa. Właśnie mordowałam młodszego brata. To był piękny sen, w końcu nie jeden z was ma młodsze rodzeństwo, chyba mnie rozumiecie.
Zadzwonił budzik. Czas wstawać do szkoły. Wyszłam z wanny i przejrzałam się w lustrze. O nie! Wyglądam jak moja własna prababcia. Nie mogę iść tak do szkoły, bo jak mnie Zdzicho zobaczy… to mnie nie pozna. Ale wtedy nie zobaczę Zdzicha, może niewielka charakteryzacja i się uda. Do nałożenia podkładu użyłam szpachelki, rzadko jej używam, ale została po ostatnim remoncie i bardzo się przydaje. Do nałożenia pudru użyłam pędzla, nie wiem, czemu, ale tata mówił na niego „Ławkowiec”. Może służył do malowania ławek? Szczotkę drucianą wykonałam sama, z drutu kolczastego, przeczesałam nią swoje piękne włosy, po czym spięłam je spinką w kształcie banana, którą wykonałam sama, z banana. Ostatnim elementem był błyszczyk, który nałożyłam na usta, przejrzałam się jeszcze raz w lustrze i uznałam, że wyglądam bardzo ładnie. Wbiegłam do pokoju, jeszcze tylko po zdjęcie mojego nowego chłopaka i zorientowałam się, że jestem naga. Dziwne, a biegałam po mieszkaniu dobre pół godziny. Grunt to tolerancyjna rodzinka. Ale nie przejmuję się tym moja mama też tak się często zachowuje.
W szkole kilkakrotnie próbowałam złapać Zdzicha, w końcu musiał mnie zaprosić na randkę. Dostrzegłam go od razu, jak zwykle w tej swojej pięknej, różowej koszulce, szedł powoli korytarzem i z nikim nie rozmawiał, bo nigdy z nikim nie rozmawiał. Już chciałam się zapytać, czy zaprosi mnie na randkę, która odbędzie się w sobotę, gdy podbiegła Karolina.
- Cześć Kunia! To jak spotykamy się po szkole? Taki dziś upał, nie mogę się doczekać tych lodów. – Zawsze w grudniu lody smakowały najlepiej.
- Tak, tak, ale teraz nie przeszkadzaj.
- Foch. – I odeszła, ale przecież nie mogłam jej powiedzieć, że właśnie Zdzichu zapraszał mnie na randkę. Niestety, gdy spojrzałam w tłum, Zdzicha już nie było. Eh… Może na następnej przerwie. Niestety w dniu dzisiejszym już się z nim nie spotkałam. Jutro piętek, ma ostatnią szansę, żeby mnie zaprosić.