Krótka opowieść
To było w poniedziałek. A może w środę ? Albo w sobotę? Nie pamiętam już dokładnie kiedy się to zaczęło. Po prostu idę ulicą i marzę na jawię. I coraz częściej zaczyna się pojawiać twarz Rozalii. Najpierw myślę, że to przypadek; potem, że to całkiem naturalne, bo przecież widuję ją codziennie. Siedzi w czwartej ławce pod oknem. Znam ją bardzo dobrze. I ona mnie zna. A jednak ani ona, ani ja nie wiemy o sobie tak naprawdę nic. Ale ona nawiedzać zaczęła moje sny. Wkradać poczęła się do moich myśli. Powoli, niestrudzenie, dzień za dniem stała się moją miłością. Tak po prostu bez uniesień i scen zacząłem ją kochać.
Ja, nieśmiały marzyciel pokochałem córkę krawca z Brzozowej. Tylko, że nie miałem odwagi jej tego powiedzieć. Prawie nie rozmawialiśmy ze sobą.
To był początek. A gdzie będzie koniec?
W klasie par raczej nie było. Jakoś tak u nas jest, że dziewczęta są osobno i chłopcy osobno. Pewnie niektórzy tam mają swoje sympatie, ale nie w naszej klasie. A ja chciałbym Rozalii powiedzieć o swoim uczuciu. Tylko jak to zrobić? Długo nad tym myślałem. Bałem się, że mi odmówi, bo niby z jakiej racji ma czuć do mnie to samo co ja do niej?
Rozalka nie była szczególnie piękna, ale było w niej tyle uroku osobistego, że wydawała mi się boginią. Właśnie tak. Jej piwne oczy uwięziły mnie, a karmazynowe usta zachęcały, by je całować i całować.
Zacząłem zachodzić pod jej dom licząc w duchu, że może ją ujrzę. Tylko z daleka, nie chciałem, by mnie widziała i pomyślała sobie, że za nią łażę.
A jednak ją spotkałem. Zawsze w niedzielę lubiłem wyjść na spacer do Lasku Niemodlińskiego. Jak się okazało - ona również. Kiedy pewnej letniej niedzieli szedłem pod wieczór aleją, ujrzałem ją siedzącą na ławce i pogrążoną w myślach. Nie wiedziałem cofnąć się, przejść obok czy podejść? Wahałem się, ale w końcu przemogłem nieśmiałość i powoli podszedłem do ławeczki.
- Cześć, Rozalio!
Patrzy na mnie bezgranicznie zdumiona.
- Cześć, Robert.
- Nie przeszkadzam?
- Nie. Usiądź proszę, przy mnie.
Usiadłem, a serce rozkołatało się jak szalone. Czułem, że za chwilę stracę poczucie rzeczywistości i rzucę się jej w objęcia.
Milczeliśmy. Ona patrzyła w przestrzeń, a ja na nią. Chciałem, by ta chwila trwała jak najdłużej. Najlepiej całą wieczność. Nieświadomie dotknąłem jej dłoni. Była ciepła i gładka w dotyku. Jakże ja marzyłem o tej chwili...
Patrzy na mnie i w piwnych oczach czai się zrozumienie.
- Chcesz mi coś powiedzieć, Robert?
O rany, pewnie! Chciałbym wszystko jej wyznać. Tylko, że nie byłem na to przygotowany. Teraz. Muszę zacząć improwizować. Ale i tak wiem, że jestem śmieszny z tą swoją miłością. Wiem, że będzie się śmiać. Ale jeśli tego nie powiem teraz, to już nigdy nie dowiem się czy dobrze ulokowałem swe uczucie, czy też nie.
- Możesz się ze mnie śmiać. Rozalio, kocham cię! Chcesz być moją dziewczyną? Nie?! Tak myślałem. Śmiej się za mnie. Głupi jestem, nie?!
- Dlaczego? - Pyta, a oczy koloru piwa patrzą na mnie bez złośliwości.
- Co dlaczego? - Dziwię się idiotycznie.
- Ja od dawna wiem, że masz do mnie afekt....
- Skąd?!
- Obserwowałam cię od jakiegoś czasu. Gapiłeś się na mnie bez przerwy, aż mi było głupio. A miałeś przy tym tak marzycielski wyraz twarzy, że mogło to oznaczać tylko jedno.