Krótka historia Benka
Pomyślał, że znają się z tą dziewczyną, i może nie chcą kłopotów.
- Niech mi pan pomoże – mówiła, zdyszana.
- Co się stało?
- Niech mi pan pomoże.
- Skrzywdzili cię?
- Nie, nie. Ale proszę mi pomóc.
- Muszę wracać – powiedział, i ruszył w stronę skrzyżowania; miał mętlik w głowie. Poszła za nim. Nim skręcił w swoją uliczkę, odwrócił głowę. Tamci szli w ich kierunku. Poczuł się nieswojo. Po cholerę wyszedł? I właściwie, dlaczego ta dziewczyna krzyczała? Teraz idzie z nim, a za nimi…
- Znasz ich?
- Tak.
- Co się stało? Krzyczałaś ratunku.
- Uciekłam im. Jestem alkoholiczką – wyjaśniła. Widać, uznała to wyjaśnienie za ważne
- Razem piliście?
- Tak…
- Mieszkasz na osiedlu? Nigdy cię nie widziałem.
- Pomóż mi.
Poczuł złość. Niczego tu nie rozumiał. A może… tamci pobiegli za nią gdy uciekła z mieszkania, w majtkach, by ją przyprowadzić do domu? Cholera, w co się wpakował?
- Słuchaj, idę do siebie. Ty też wracaj.
- Zabierz mnie ze sobą.
- Moje mieszkanie to nora. Nie mam prądu, ciemno, brudno…
- Zabierz mnie.
- Czego ty chcesz? Wracaj do domu.
- Nie mogę.
- Dlaczego?
- Uciekłam z domu.
Dopiero teraz dotarło do niego, że to bardzo młoda dziewczyna.
- I u nich mieszkałaś?
- Tak.
- To co chcesz robić? Dokąd pójdziesz?
- … Nie wiem. Jest mi zimno.
Doszli do drzwi z jego klatki schodowej. Jeszcze raz się obejrzał. Tamci stali przy skrzyżowaniu, i patrzyli w ich stronę. Benek miał tylko nadzieję, że nie przyjdą, nie pobiją go.
Weszli do klatki, i zaraz do jego mieszkania. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Nic nie miał, i zamykał je tylko na noc, na zasuwę. Tak uczynił i teraz. Podszedł do stołu, i zapalił lampę naftową, spojrzał na dziewczynę, i nie wiedział co dalej.