List matki 4
Droga Haniu!
To mój kolejny list do Ciebie. Lubię pisać o moich uczuciach do Ciebie, bo wtedy więcej rozumiem i robi mi się „lżej na duszy” J
Tak dużo się zmieniło od ostatnich „dorodzin”. Jesteś coraz większa, więcej rozumiesz, zadajesz coraz trudniejsze pytania…
Moja choroba też robi swoje. Nie chce odejść czy trwać w tym samym stanie. Ciągle muszę uczyć się jej i siebie-swoich reakcji na nowe. Trudno mi z nią. Im jestem starsza i biorę więcej leków to czuję, że choroba zaczyna mną rządzić. Miło jest, gdy mi mówią: nie wyglądasz na chorą lub ale ty jesteś silna! Nie dajesz się i potrafisz żartować !
Potrafię żartować, ale do czasu. Skutki uboczne choroby i branych leków wygrywają tą nierówną bitwę. Póki choruje ciało-można to zaakceptować. Ale, gdy choruje głowa, dusza to robi się ciężko i nieznośnie.
Jesteś dla mnie „lekiem na całe zło”. Dosłownie. Staram się tłumaczyć, żebyś się nie martwiła, nie winiła…
Chyba ciągle za mało okazuję Ci moją miłość, bo potrafisz krzyknąć: to mnie oddaj! W takim momencie wiem, że krzyczysz: mamo, pomocy! nie rozumiem cię! Nasz kod…Pomimo zwariowanej duszy dorastającej nastolatki jesteś bardzo wrażliwym człowiekiem.
Wracałam z opatrunku…nogi mi się trzęsły, w głowie kręciło. Usiadłam w parku na ławce i zaczęłam mocno płakać. Nikt nie podszedł… Nikogo nie zainteresowała moja rozpacz. Wstałam i poszłam dalej. Jechał tramwaj, a ja patrzyłam na niego i chciałam wejść na ulicę… Bałam się jednak, że się nie uda i będzie boleć…
Wróciłam rozdrażniona i rozżalona. W łóżku krzyknęłam do Ciebie, że rano może się już nie obudzę. A Ty ? Zaczęłaś płakać i mówisz głośno:
ALE TY JESTEŚ MI POTRZEBNA DO ŻYCIA !!!
To najpiękniejsze wyznanie, jakie ostatnio usłyszałam. Lekarstwo bez skutków ubocznych J
Dla takiej miłości warto znieść wiele i żyć dalej. KOCHAM CIĘ HANIU