Kroniki konstruktora Roberta: Mała Kasia
- Nie… Nie
mu…musisz.
- To ci umyję! – I
weszła do środka. Wytrzeszczyła oczy.
- Kochanie, ja ci
to wytłumaczę… Ja też z tego nic nie rozumiem… - Próbował tłumaczyć pan
Szczeblewski.
- To tak? Po
dwudziestu latach małżeństwa!
- Ale żabciu, ta
dziewczyna… Ona pojawiła się…
- Pojawiła się!? Ja
ci tu dam, ty erotomanie!
- Bąbelki, he, he!
Pani też, pani też skacze do wody – zachęcała dziewczyna, rozrzucając po
łazience pianę.
- Ty zdziro! Jak
śmiesz!? Wypier… - Nie dokończyła, bo nagle dziewczyna znikła.
***
Robert popędził na
górę. Nie było mu wcale do śmiechu. Zgodnie z wyliczeniami Kasia postarzała się
co najmniej o kilkanaście lat i od jakiś kilkudziesięciu sekund znajduje się w
łazience Szczeblewskich.
- Oby tylko ten
cholerny cofacz czasu zadziałał – mruczał sobie pod nosem. Wpadł do swojego
pokoju i spod łóżka wyciągnął coś na wzór zwykłego budzika. Pokręcił chwilę
wskazówkami, zdjął plastykową klapkę, a na jej miejsce włożył baterię R6 1,5 V.
- Raz kozie śmierć.
– Wcisnął górny przycisk na budziku.
***
Znów znajdował
się w małej, ciemnej, do tego chłodnej garderobie. A co najważniejsze była tam
również mała Kasia.
- Robert, a czy tu, aby na pewno nie ma duchów?
- Nie sądzę.
- Robert, a po co my tu jesteśmy?
- A po to, byśmy mogli ćwiczyć naszą wyobraźnię.
- To znaczy, że są tu duchy?
- Nie ma. Wczoraj wszystkie wessałem moim spirytusowym odkurzaczem.
- To były tu duchy?
- Tak, i to dobrze ponad setkę.
- To, co tu one robiły?
- Bawiły się.
- A w co?
- W dom publiczny.
- A czy my się pobawimy?
- Może. A w co chcesz?