Kołobrzeg
Po 15 minutach była już na miejscu. Taksówkarz pomógł jej z walizką, gdy tylko właścicielka ją zobaczyła, od razu wyszła jej naprzeciw. Uśmiechnęła się i zapytała:
- Pani chyba nie jest tu pierwszy raz? Nazwisko wydawało się znajome, ale nie byłam pewna, twarz na pewno znam – zapytała z uśmiechem w głosie.
- Tak, to moja trzecia wizyta tutaj, bardzo ciepło wspominam to miejsce, na dla mnie szczególne znaczenie – odpowiedziała nieco przygaszona.
- Oprócz Pani ma być jeszcze jedna osoba, koniecznie chciała ten pokój co Pani, ale Pani była szybsza, tylko, że dokładnie nie wiem kiedy się pojawi – dodała.
Właścicielka pomogła jej wnieść walizkę do pokoju, powiedziała, żeby się rozgościła, odświeżyła i jak będzie mogła, to niech zejdzie do niej, to się rozliczą.
Jednak jedyną rzeczą, jaką zrobiła, było pozostawienie walizki, przebranie butów na lżejsze, w tych było jej za gorąco. Zeszła i czym prędzej poszła na plażę. Polną drogą, przez lasek do schodów. Dzień deszczowy, wszystko mokre, schody również, nieznośny wiatr...
Włosy już się nieco zmierzwiły, a spodnie zmoczyły od siedzenia na nich, ale nie przeszkadzało jej to absolutnie. Czuła się teraz taka nie na miejscu, jakby trochę obok siebie.
Chciała, żeby tu był, żeby mogła się do niego przytulić, porozmawiać, żeby to wszystko się w ogóle nie wydarzyło, ale wiedziała, że to przecież się stać nie może. Wiedziała. I może dlatego tak ją to bolało? Może dlatego, że wiedziała, że on żałuje, ale to jednak nie zmieniało faktu, że to wszystko zrobił.
Nie miała przy sobie żadnego chleba, a ptaki liczyły na dodatkową porcję najwidoczniej, skoro się tak kręciły przy niej. Po dłuższej chwili odpuściły. Ona zdawała się nie zauważać świata wokół niej, tylko szła przed siebie i patrzyła niewidzącym wzrokiem. Myślała o tym, że 4 lata temu trzymał ją za rękę, całował i przytulał. Myślała, że będą przyjeżdżać do Kołobrzegu co jakiś czas, że to będzie „ich” miejsce, ale jednak nie do końca.
Szła przed siebie, aż dotarła do portu, musiała wejść na promenadę, ponieważ plaża do spacerowania się skończyła, trzeba było zmienić kierunek.
Zmierzała do smażalni, którą odwiedzili jako pierwszą, chciała sprawdzić czy w ogóle jeszcze jest, a jeśli tak, to czy się zmieniła.
Deszcz dawał się jej we znaki, robiło się coraz ciemniej, czuła się bardzo nieswojo, w związku z tym, że była tu sama, ale wiedziała, że musi to zrobić. Smażalnia nadal była, w niezmienionej postaci. Cóż, nie do końca się w zasadzie tego spodziewała, ale miło się jej jednak zrobiło.
Zajęła miejsce najbliżej drzwi, zamówiła dorsza z frytkami i czekała na zamówienie. W międzyczasie spoglądała na przechodniów przez szybę i piła gorącą herbatę, zdążyła już zmarznąć. I znów przewinął się jej ten sam człowiek co na dworcu, ale uznała, że on ma sobowtóra i tyle. To niemożliwe, uznała, przecież swojej dziewczyny nie zostawiłby samej w Poznaniu. Co by jej powiedział? Że gdzie i po co jedzie? To było zupełnie niedorzeczne. Poruszyła głową energicznie w prawo i w lewo, jakby chciała, aby ta myśl wypadła jej z głowy. Zapatrzyła się przed siebie, jednak z zamyślenia wyrwał ją dzwoniący w kieszeni telefon. Uniosła się z krzesła, aby swobodnie wsunąć dłoń do kieszeni dżinsów, wyjęła telefon i spojrzała na wyświetlacz. Dzwoniła jej przyjaciółka, uśmiechnęła się do siebie i odebrała: