Klątwa zazdrosnej czarownicy
Rozalia bez sprzeciwu zajęła się porządkami w ogrodzie. Pozbywała się chwastów, ostatnie warzywa i owoce, które jeszcze zdążyły wyrosnąć i dojrzeć przed zimą, zrywała i wrzucała do wiklinowego kosza. Wyglądały bardzo marnie i niepozornie, lecz nie można było marudzić. Pieniędzy nie było za wiele i poza tymi drobnymi, wątłymi warzywami i owocami nie było co włożyć do garnka. Maksyma nawet nie chciała słyszeć o zabiciu kur. Miała tylko dwie i nie ruszała ich ze względu na stały dostęp do jajek, których na szczęście im nie brakowało. Kury lepiej było zostawić na zimę, gdyby skończyły się przetwory, a resztki pieniędzy zaczęły się wykruszać. Maksyma zarabiała wykonując przepiękne hafty na obrusach i serwetach. Niestety nie była to praca, którą wykonywało się non stop. Czasem nikt się nie zgłaszał i trzeba było sobie radzić inaczej.
Zamyślona Rozalia nie zauważyła jak obserwujący ją od miesięcy chłopiec podszedł do starego, wysłużonego płotu. Zajęta wyrywaniem chwastów i własnymi myślami nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest obserwowana.
- Ładnie wyglądasz wśród tych róż - rozległ się męski głos.
Rozalia zlękniona niemal podskoczyła. Widząc intruza cofnęła się szybko w tył o mało nie miażdżąc jednej z dzikich róż rosnących pod cherlawym drzewem.
- Spokojnie - powiedział chłopak. - Nic ci nie zrobię, chciałem tylko porozmawiać.
Nie zdążył nic więcej dodać. Rozalia ukryła się we wnętrzu chatki, przyciskając plecy do drzwi i nasłuchując. Nie słyszała kroków. Nieznajomy odszedł. Odetchnęła z ulgą. Nie wyszła już tego dnia do ogrodu. Kiedy wróciła jej matka, nie przyznała się, że do ich chatki na skraju lasu przyszedł jakiś obcy. Wyleciało jej to z głowy. Zajęła się czytaniem swojej ulubionej powieści i na nowo w jej głowie zawitała tęsknota, której nic i nikt nie był w stanie stamtąd usunąć.
Dni mijały. Rozalia kończyła prace w ogrodzie, zrobiła w stodole miejsce dla starego muła, który w lecie spędzał całe dnie i noce w niedużej zagrodzie, a Maksyma popołudniami chodziła do znajomej czarownicy, u której zamówiła ochronne talizmany. Nie miała jak za nie zapłacić, więc zgodziła się na nie zarobić, pomagając kobiecie w przygotowywaniu magicznych mikstur. Nie było jej do wieczora. A kiedy wracała, jadła z córką kolację i zasypiała zmęczona pracowitym dniem. Nie miała zbyt wiele czasu, ani sił na rozmowę z córką. Przekazywały sobie tylko najważniejsze informacje, które głównie dotyczyły obowiązków w domu. Rozalia nie wspominała o chłopcu, który odwiedzał ją podczas prac w ogrodzie, a Maksyma nie pytała jak dziewczyna spędza czas podczas jej nieobecności. Pewnego dnia spadł pierwszy śnieg. Biała kołderka pokryła wszystko w zasięgu wzroku. Maksyma otuliła się ciaśniej płaszczem, wyprowadziła starego muła ze stodoły i ruszyła w drogę. Rozalia została sama, odkrywając, że jej tęsknota zmienia postać. Nie brakowało jej już wyimaginowanych rycerzy, ale tego sympatycznego, miłego chłopca o imieniu jak kwiat. Zjawił się jak zawsze z uśmiechem na twarzy. Rozalia zaczęła się pomału do niego przyzwyczajać i już nie uciekała do wnętrza chaty. Prowadzili swoje pogawędki w ogrodzie, wspominając dzikie róże, które jeszcze nie tak dawno porastały to miejsce. Kiedy nadchodził czas rozstania smucili się oboje. Splecione ze sobą palce długo nie mogły się rozłączyć.
Tydzień po spadnięciu pierwszego śniegu zmarła ciotka Liwia. Pogrzeb ciężko było zorganizować, ponieważ zamrożona, stwardniała ziemia początkowo odmówiła przyjęcia nowego nieboszczyka. Jednak po długich, wyczerpujących staraniach grabarza, udało się wykopać grób i pochować ciotkę Liwię.
Maksyma pochorowała się po śmierci siostry. Bóle głowy i ogólne osłabienie utrudniały jej pracę u znajomej czarownicy. Nie poddawała się jednak, chcąc jak najszybciej dostać zamówione talizmany i uchronić siebie oraz córkę przed klątwą.
Tymczasem uczucie między Rozalią a chłopcem rosło i zaowocowało wkrótce piękną chwilą w oprószonym śniegiem ogrodzie. Maksyma była wielce niepocieszona odkrywając zaokrąglający się stale brzuszek córki. Rwała sobie włosy z głowy przeklinając dzień, w którym prababka Rozalii poznała swoją miłość. Zła na siebie i na cały świat zdecydowała się pracować u czarownicy dwa razy ciężej, aby szybciej otrzymać talizmany. Miała nadzieję, że jeszcze nie jest za późno, że zdoła jeszcze jakoś odsunąć klątwę od swojej córki i siebie.