KAY-rozdział pietnasty
nia i pojazdy na parkingach...przejeżdżają pod wiaduktami...powoli teren staje się coraz bardziej pusty a droga odludna.Patrząc na drzewa i szare niebo kobieta zaczyna obawiać sie najgorszego:
-Już po nas...
-Nie mów tak.
Po kilkunastu minutach:
-Co widzisz?
-Bezdroża.
-Jak myslisz po co nas wywożą?
Mężczyzna nie odpowiada
-Bo na pewno nie na wakacje.
Patrząc na surowe twarze:
-To czemu nie zablili nas od razu
-Nie wiem.
Przeglądnąwszy ostatnią teczkę Jenny zamyka akta:
-Ymmm...mój kark...chyba zadługo siedziałam.
Bierze laptop...rozejrzawszy się po pokoju gasi światło.Zmęczona idzie do automatu:
-No co jest?...ty złomie...oddawaj.
-Nawet automat nie może czuć się przy pani bezpiecznie-uśmiechając się.
-Cześć Karl.
-Co zrobił że go pani obkłada?
-Zżarł mi drobne i nic a muszę się doładować.
-O tej porze?
-Muszę dojechać do domu.
-Zbyt ciężko pani pracuje
- I ty to mówisz?
-No tak...
Kopnąwszy automat:
-Prosze
-Czarodziej z ciebie
-Miłego wieczoru
-Wzajemnie.
Pijąc Red Strike'a prokuratorka idzie pustymi korytarzami rozkoszując się ciszą.Otwierając na podziemnym parkingu dźwi od samochodu czuje jak zaczyna wracać do niej życie:
"I oto chodzi-pomyślała."
Dopiwszy energetyka opuszcza prokuraturę...choć próbuje nie usnąć małej Sarze oczy same się zamykają:
-A mówiłam-z uśmiechem na twarzy.
-Nie usnę mamo...nie...usnę.
Zapiąwszy dziewczynce pasy Kay siada za kierownicą.Patrząc w lusterko:
-Spij kochanie...niech ci się przyśni coś dobrego.
Przekręciwszy kluczyki rusza opuszczając pełne magii miejsce które tak bardzo wpłyneło na nie i ich życie-dając radość i odmieniając je na lepsze.Kay płynnie zmienia biegi prowadząc swego ulubionego Jeepa.Jadąc wzdłuż wybrzeża spoglada na otulone mrokiem palmy i plażę.Mijając zbocza z usmiechem na twarzy kieruje się do Venice czując w sercu że wszystko się ułoży...tak jak pobocza trawą tak jej dusza zaczyna zielenić się nadzieją...już od dawna nie miała w sobie takiej otuchy,uczucia że przyszłość może rysować się w ciepłych optymistycznych barwach.Wręcz rozpierała ją energia,co widać było w jeździe i przyspieszeniu:
"Do Venice...do zmian-pomyślała"
Na pustej drodze jej samochód mknie z niezwykłą lekkościa...zdaje się płynąć...
Ubrana w białą koszulkę na ramiączkach i majteczki Jenny nuci sobie znaną melodię...rozglądając się po swym ulubionym miejscu sięga po patelnię.Kuchnia to miejsce w którym spędzała każdą wolną chwilę odstresowując się po ciężkim dniu walczenia z przestępcami i zawiłościami systemu. Tu czuła że żyje,tu zapominała o wszystkim...o całym złu tego świata i najbardziej pokręconych psycholach...tu wszystko było dobre i proste.Przyprawy nikogo nie krzywdziły...no może troche za ostro wyrażały swój charakter ale tylko nie które.Nie potrafiła się oprzeć magii aromatu...tym zapachom które tak kusiły i nęciły.Poruszając ponętnie biodrami roztabia tłuszcz który aż westnął na taki widok...Pani prokurator przesuwa się zmysłowo do szafek... rozglądnąwszy sie po nich bierze potrzebne rzeczy.Gotowanie to pasja której oddawała się bez reszty jeszcze za życia matki która uczyła ją kulinarnych czarów.Przy jej potrawach można było odpłynąć:
"Oj mamo daleko mi jeszcze do twego mistrzostwa choć mej małej siostrzyczce smakuje(tak zawsze mówiła o Kay)...ale może kiedyś...kto wie"
Wykonawszy piruet sięga po nóż...krojąc nim kiełbaskę...po przez otwarte okno smak rozpływa się po okolicy...w drzwiach rozlega się dzwonek
-Czyżbym kogoś z kusiła?-uśmiechajac sie
Tanecznie zmierza ku wejściu
-No juz..już