KAY-rozdział ósmy
mamusiu...tak bardzo mi Ciebie brakuje...tak bardzo..
Kobieta w bieli czule gładzi kruczoczarne włosy córki.
-Strasznie tęsknie za Tobą...
-Ja również skarbie...
-Brakuje mi Ciebie...twego ciepła...dotyku...głosu...uśmiechu...twej mądrości...dobrych rad...
Całując córkę w czoło
-Kochana iskiereczko...
-Tak mi źle...tak bardzo źle...
-Wiem córeczko...
-Dziś mnie zabito...umarłam...umarło moje serce...
-Twe wrażliwe serduszko...romantyczna dusza choć przesiąknięte ogromnym smutkiem...wciąż żyją pomimo że są trawione żrącym płomienieniem cierpienia...
Spojrzenie dziewczyny
-Przekonasz się gdy miną pierwsze łzy...
-Słowa Iana tak strasznie bolą...
-Nie dopuszczaj ich nigdy do siebie...
-Ale...
-Nie wierz w to co usłyszałaś...nie wierz w słowa człowieka słabego...któremu sprawia przyjemność zadawanie bólu...który rani po to by ukryć swe słabostki...nie myśleć o nich...nie wierz osobie która krzywdzi ogarnięta chorobą duszy...dla niego nie ma już ratunku... jednak Ty kochanie masz przed sobą przyszłość...nie marnuj tego...nie odrzucaj najcenniejszego daru...
-Nie mam dla kogo żyć...tata poradzi sobie beze mnie...
-Przestań-gniewnym głosem...nigdy więcej nie waż się tak mówić...świat nie kończy się na Ianie...masz rodzinę...która kocha Cię ponad wszystko...która wskoczyłaby w ogień oddając za Ciebie życie...córeczkę dla której jesteś wszystkim...całym jej światem...Ty i Jenny jesteście jedyną nadzieją ojca...jego skarbami bez których nie miałby po co żyć...
-Przepraszam mamo...wybaczysz mi?...wybaczysz mi moją...głupotę i myślenie...tylko o sobie?
-Kochanie...matka zawsze wybacza swemu dziecku...nie ma nic silniejszego...niż matczyna miłość...
-Dziękuje...kocham Cię mamusiu...zawsze będę...
-Ja Ciebie też ma iskiereczko...
Przytulona do matczynego serca dziewczyna czuła jak wypełnia ją radość...szczęście...jak wtedy gdy będąc malutką dziewczynką... spędzała każdą bezcenną chwilę z ukochaną mamusią... otaczającą ją czułością...tkliwością...miłością...nigdy nie czuła się tak wspaniale jak wtedy...i teraz...
-Iskierko otwórz oczy...
-Patrzę mamo...
-Niczego nie widzisz...
-Jak to?...
-Przejrzyj i pomóż swej córeczce...
-W czym?...
Kobieta w bieli zaczyna znikać...
-Powiedz mi...
Coraz cichszym głosem...
-Bądź przy niej...uratuj ją...
-Przed czym...
-Może próbować...
-Nie słyszę...
Ledwo dostrzegając zarys postaci...
-Nie odchodź...mamusiu...nie zostawiaj mnie...proszę...zostań...
Po ustąpieniu mgielnych oparów oczom dziewczyny ukazuje się ogród...idąc w stronę domu słyszy słowa matki
"Otwórz oczy...uratuj ją..."
Kay w pociemku zmierza w stronę schodów...rozlega się dźwięk telefonu:
-Proszę...
-Jenny?...czemu dzwonisz o tej...już jadę...
Przebudzona Alicia widzi biegnącą w stronę samochodu Kay...zdenerwowaną dziewczynę zatrzymuje siostra:
-Co z Sarą?
-Uspokój się...
-Co z moją córką?
-Nic jej nie jest...porozmawiajmy...
-Nie teraz...
-Ona nie chce wracać...
-O czym ty mówisz?
-O przestraszonej dziewczynce...biedactwo płacząc prosiło o pomoc...
Zdezorientowana...matka nie wiedziała co zrobić...co myśleć o tym co usłyszała...
-Nigdy nie widziałam tak rozstrzęsionego dziecka...przez dłuższy czas nie mogłam jej uspokoić...
-Zajrzę do niej...
Zbiegając po schodach
-Nie ma jej...