Karmnik
Miał słabą kondycję. To największy obibok klanu.
– W dupie mam twoją plamkę!
Odleciał do swego zdezelowanego gniazda, niespecjalnie urażony.
– Zalotnik pieprzony – dodała wkurzona wróblica. – Jeszcze żeby był coś wart. Ani gniazda zbudować, ani żarcia zdobyć. A potem żebrze po innych wróblach.
– Za jakiś czas znowu spróbuje – zaćwierkała Świrka.
Wietrzyk otworzył szeroko oczy.
– Odezwała się. Jak pięknie. – szepnął. – Dawaj – ćwierknął sam do siebie na odwagę i wyleciał z krzaka.
Sfrunął prosto między Twarde Dzioby.
W pierwszej chwili widząc wroga na własnym podwórku wróble zamurowało.
Szybko się jednak otrząsnęły.
– Księciunio! – zaćwierkały.
Kilka samców go okrążyło.
– Jestem sam, mam pokojowe zamiary – ćwierkał szybko Wietrzyk.
– Wy nie wiecie co to pokój! Gniazdo Obfitości jest na ziemi niczyjej, nie wasze!
– Zgadzam się.
– Teraz będziesz się zgadzał ze wszystkim, jak w Gnieździe. Zabić go!
– On mnie obronił! – Świrka podfrunęła pomiędzy wróble.
Zabiło szybciej serduszko Wietrzyka.
– Jak obronił?! – zapytał nastroszony wróbel na czele.
– W Gnieździe Obfitości, w czasie walki.
Wszystkie wróble miały żywo w pamięci bitwę. Szczególnie śmierć dwóch towarzyszy.
– Czego chcesz? – zapytał samczyk na czele.
– Przyleciałem prosić o pomoc Świrkę. Chcę udowodnić wróblom z mojego klanu i wam, że Wielki Dobry traktuje wszystkich równo. Nie mogę tego zrobić bez pomocy jednego z was. – Jego serce zasuwało jak u kolibra.
– To weź Giezka, czego od razu nasze dziewczyny?
– Pomyślałem, że jak już ją uratowałem, to może ona...
– A skąd ty w ogóle znasz moje imię?! – Świrka zatrzeszczała niskim głosem, jak sroka. – Podglądałeś mnie, zboczeńcu?!
Wietrzyk zrobił wielkie oczy. Serce mu zamarło. Taki głos z takiego gardziołka?
– Ja, ja…
– Może, kra, kra!? Odpowiadaj! – wrzasnęła.
Przestało istnieć wszystko, karmnik, konflikt, była jedynie dezorientacja. Przecież ona była taka krucha i delikatna... Miało być tak pięknie, mieli zostać małżeństwem, ich wspólne dni miały być usiane szybkimi numerkami, jak na zakochane wróble przystało.
To wszystko się rozmyło, stało się mocno wątpliwe.
– Byłem szpiegiem. Jestem wnukiem wodza, musiałem – powiedział zrezygnowany.
– Jedzie ci z dzioba! – Zaśmiała się Świrka.
Nagle przestało mu zależeć na misji i na wszystkim innym.
– Zabić go! – zawołały wróble.
– Nie! Pomogę mu! Tylko trzymaj się ode mnie z dala, oblechu. Widzę, jaki jesteś napalony – ćwierkała wróblica.
– Ty masz coś z głową? Czy ja się na ciebie rzucam?
W życiu by nie pomyślał, że z niej taki burak.
– Już ja swoje wiem. Jak chcesz to zrobić?
W pierwszym momencie Wietrzyk nie wiedział, o czym ona ćwierka.
– Kiedy pojawi się Wielki Dobry, usiądziemy na nim, ty po jednej, ja po drugiej stronie – wyjaśnił po chwili.
– Zwariowałeś?! Chcesz go rozzłościć?! – wybuchła.
– Myślę, że go to nie rozzłości, bo nas karmi. Pomyśli, że jesteśmy wdzięczni. A jeśli będzie niezadowolony, to wszyscy zobaczą, że potraktuje nas jednakowo. Jeśli się boisz, to może ktoś inny się poświęci, żeby zapobiec rozlewowi krwi? – zapytał Wietrzyk.