Karmnik
Zięba kręciła łebkiem i patrzyła z niedowierzaniem.
Kiedy wróble odleciały, zaprosił ją do jedzenia.
W końcu pojawiły się Twarde Dzioby. Obsiadły karmnik wkoło. Zgęstniała atmosfera. Zięba uciekła.
– No proszę, księciunio Prawowitych, dobrze widzę?
– Nie chcę z wami walczyć, jesteśmy tacy sami – próbował zagadać Wietrzyk. – Gniazdo Obfitości jest dla wszystkich.
– Teraz tak ćwierkasz, zasrańcu.
Napięcie było ogromne. Żaden z Twardych Dziobów nie jadł, musieli się najpierw rozprawić z wrogiem.
Była w tej grupie młoda wróblica, Świrka. Niesamowicie podobała się Wietrzykowi. To najpiękniejsza samiczka jaką kiedykolwiek widział. Smukła, drobna, z pięknym białym paskiem nad okiem.
Usiadła na poprzecznej belce poza karmnikiem, na tyłach grupy.
– Zadziobać! – wrzasnął przywódca.
Każdy wróbel z klanu Prawowitych Dziedziców od chwili gdy uzyskał samodzielność był szkolony do walki. Wietrzyk odznaczał się wielką walecznością, ale z tak licznym przeciwnikiem nie miał szans. Zerwał się do ucieczki, ale wrócił zaraz, bo nadleciał oddział jego ziomków zaalarmowany przez strażników karmnika.
Rozpętała się bitwa.
– Nie! Zostawcie ich! – krzyczał do swoich Wietrzyk. – Uciekaj! – ćwierknął do Świrki.
Kryła się sparaliżowana ze strachu w rogu karmnika, bo wróble tłukły się nie na żarty. Piórka fruwały, wrzask straszny i furkot skrzydeł. Pojawiła się krew. Wietrzyk ćwierkał głośno, żeby przestali, próbował rozdzielać walczących blisko Świrki. Oberwał, ale nie odleciał, dalej ją ochraniał.
– Słyszysz, mała?! Uciekaj! – ćwierknął prosto w jej dziób.
Ocknęła się w końcu i odfrunęła.
Dwa wróble z klanu Twardych Dziobów zginęły w tej bitwie.
Pięć metrów dalej, za oknem sutereny, w której siedzibę miało biuro rachunkowe, starcie obserwował Wielki Dobry, czyli Darek, właściciel biura i posesji. Zbudował karmnik dekadę temu i co rano uzupełniał smakołyki. Ptaki za oknem to miły akcent w pracy.
Czasami widział walki wróbli, bawiło go to nawet, ale ostatnio zrobiły się nad wyraz zażarte.
– Zobacz, jak się tłuką. To chyba nie jest normalne – powiedział do dziewczyny siedzącej za biurkiem obok.
Wstała, żeby zobaczyć. Na widok dziobiących się ptaków zasłoniła usta dłońmi.
– Ale jak! – powiedziała.
– Zadziobały te dwa.
Darek otworzył okno i krzyknął:
– E! Spokój!
Ptaki pouciekały.
– Gdzie idziesz? – zapytała dziewczyna.
– Może jeszcze żyją? – powiedział Darek zamykając za sobą drzwi.
Dwaj strażnicy z klanu Prawowitych zajęli stanowiska obserwacyjne w żywopłocie. Reszta odleciała na swoje terytoria.
– Jesteśmy coraz lepsi – ćwierknął jeden ze strażników.
– Twardzi w ogóle nie trenują. Niedługo ich całkowicie pokonamy. Wybijemy ich co do jednego.
– Myślisz, że w końcu się uda? Patrz!
Do ogrodu wyszedł Wielki Dobry. Kucnął przy karmniku i chwycił w swoje wielkie szpony martwe wróble.
– Już po nich. – Ocenił Darek.
– Widziałeś to? – powiedział jeden ze strażników.
– Lecę zameldować.
Wróble z oddziału Prawowitych zdawały raport po bitwie. Wietrzyk przycupnął z tyłu.