Karmnik

Autor: BrunoKadyna
Czy podobał Ci się to opowiadanie? 0

Na początku Gniazdo Obfitości było wspólnym błogosławieństwem, szczególnie zimą. Jedzenia wystarczało dla wszystkich. Chyba że pojawiła się nienażarta sroka czy wrona, wtedy trzeba było czekać, aż Wielki Dobry sprawi, iż w Gnieździe znów będzie obfitość żarcia.

Wielka wojna wybuchła niedługo po tym, jak pojawił się chciwy wróbel. Chciał wszystko zagarnąć dla siebie, a potem oddawać w zamian za składniki diety, których nie było w karmniku i za budulec do własnego gniazda.

Samolubstwo na miarę orła.

Wróbel tuczył się dobrem z Gniazda, dużo trenował, latał tu i tam, skakał i całymi dniami ćwierkał. Był bardzo pomocny. Wszystko po to, żeby zjednać sobie jak najwięcej ziomków, zostać ich szefem i przekonać, że są wyjątkowi.

Uwiódł sporo wróbli i przekonał, że jak nikt inny zasługiwali na Gniazdo Obfitości, bo tylko oni chcieli jego dobra. Dlatego musieli przejąć karmnik, żeby przetrwał. Potem bronić dostępu wszystkim, nawet wronom, srokom i sójkom, a ziarno, nasiona i słoninę sprzedawać za inne dobra. Przecież obrona Gniazda wymagała poświęcenia wszystkich.

Chciwy wróbel i jego banda raz po raz próbowali zawłaszczyć karmnik, stoczyli wiele bitew, ale nigdy nie udało im się go przejąć. Ich potomkowie byli jeszcze gorsi, bo od wyklucia zaszczepiano im pewność, że to do nich powinno należeć Gniazdo.

Podział na dwa klany zakorzenił się mocno przez lata. Podobnie konflikt pomiędzy nimi. Dobrze się miało przekonanie klanu Prawowitych Dziedziców, że są potomkami pierwszych właścicieli Gniazda, że Wielki Dobry zaspokaja właśnie ich potrzeby.

Najstarsze wróble po obu stronach nie pamiętały początku waśni. Kiedy się wykluły, wojna trwała w najlepsze.

Karmnik stał na długiej nodze, w środkowym ogrodzie, na neutralnej ziemi, pomiędzy terytoriami klanów, bliżej granicy terenu Prawowitych.

 


***

 


– Niczym się nie różnimy od Twardych Dziobów! Wielki Dobry uzupełnia Gniazdo Obfitości myśląc o wszystkich! – wybuchnął Wietrzyk.

– Zamilcz! Znowu te herezje! Po czyjej ty jesteś stronie?! – wrzasnął jego dziadek, szef klanu.

– Nie wolno ci tam latać nieokrzesany gnojku, aż spokorniejesz – powiedział ojciec Wietrzyka, następca szefa.

Odkąd zbliżał się czas przejęcia przez niego rządów, podburzał wróble bardziej niż ktokolwiek wcześniej. Chciał wprowadzić reformy i zaostrzał konflikt.

Wietrzyk potrząsnął skrzydełkami i wyfrunął z gniazda narad.

– Jak oni mogą być tacy ślepi? – zamarudził sam do siebie.

Coraz bardziej męczyła go ta święta wojna. Nie widział w niej najmniejszego sensu. Gdyby było tak jak myślą jego ziomki, Wielki Dobry odganiałby inne ptaki z Gniazda Obfitości. Zrobiłby cokolwiek, a nie robił nic, pozwalał jeść wszystkim, nawet temu łachudrze gawronowi. Przynosił też owoce dla droździka, który przestał przylatywać po tym, jak kilka razy natknął się na bitwę.

Wietrzyk usiadł na świerkowej gałęzi niedaleko karmnika, były w nim wróble z jego klanu. Na czatach w żywopłocie siedziały dwa osobniki. Miały za zadanie ostrzec innych w razie nalotu wroga i odganiać samotne ptaki. Sam brał w tym udział do niedawna, ale zrozumiał, jakim bezsensem były te podziały.

Wróble z klanu Twardych Dziobów, żeby się pożywić musiały przylatywać grupą.

Pojawiła się zięba, czekała pod krzakiem hortensji na Twarde Dzioby. Korzystała z ich ochrony.

Wietrzyk sfrunął do niej pod krzak.

– Dzień dobry – powiedział.

– Tutaj tylko szukam sobie owadów, nie interesuje mnie Gniazdo Obfitości – tłumaczyła się zięba.

– Proszę się nie bać. Chcę, żeby było pani raźniej i pomogę, gdyby któryś od nas panią niepokoił. Gniazdo Obfitości powinno być dla wszystkich.

Najpopularniejsze opowiadania
Inne opowiadania tego autora

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Forum - opowiadania
Reklamy
O autorze
BrunoKadyna
Użytkownik - BrunoKadyna

O sobie samym:
Ostatnio widziany: 2024-10-11 00:53:04