Jaś bierze nóż z kuchni
Oprócz Jasia matka miała bowiem jeszcze jedno dziecko. Chore dziecko.
Marysia przyszła na świat jakieś osiem lat przed pojawieniem się Jasia. Obecnie Jasio miał lat dziewięć, a jego siostra - jak można łatwo wywnioskować - siedemnaście. Dziewczynka przyszła na świat zdrowa. Miała miłe, grzeczne i ekstrawertywne podejście do świata i ludzi. Wszystko ją interesowało, zarówno ludzie, jak i zwierzęta, miejsca, przedmioty, zjawiska przyrodnicze... Lubiła biegać, skakać, jeździć na rowerze, pływać... Uwielbiała swoją szkołę, uczyła się bardzo dobrze, miała wiele kolegów i koleżanek... Najbardziej lubiła biologię i wychowanie fizyczne, wszystko wskazywało na to, że kariera sportowa stoi przed nią otworem - wygrywała wszelakie wyścigi, sztafety, maratony... Chciała skończyć medycynę i jednocześnie zostać lekkoatletką.
Wszystkie jej marzenia prysły jak mydlana bańka, gdy owego felernego dnia, czternastego sierpnia 2082 roku, została potrącona przez rozpędzoną limuzynę. Miała wówczas trzynaście lat, grzecznie wracała po treningu do domu. Przechodziła przez aleję Waszyngtona po pasach. Na zielonym świetle.
Kierowca czarnego Lexusa 707h był zbyt zajęty rozmyślaniami na temat największego od roku 2009 kryzysu finansowego na europejskich rynkach, aby zauważyć sygnalizację świetlną. Nie mówiąc już o przepisowo włażącym na jezdnię dziewczęciu. Efekt był następujący - pół godziny później, w Szpitalu Praskim nr 2, pielęgniarka Ewa zemdlała na widok nowej pacjentki. Okazała się ona bowiem być jej własną córką. Biznesmen prowadzący Lexusa samodzielnie przywiózł dziewczynkę na oddział. Nie pomyślał jednak o tym, że w przypadku złamania kręgosłupa, zwłaszcza, jeśli towarzyszy mu utrata świadomości, nie wolno samodzielnie zmieniać pozycji ofiary, gdyż może to pogorszyć jej stan zdrowia. Gdyby wezwał karetkę, do niedowładu prawdopodobnie by nie doszło... Jednak podczas wpychania quasi-zwłok na tylne siedzenie, jak najszybciej, aby nie zainteresować sobą pewnych służ publicznych, finansowy rekin nieodwracalnie uszkodził rdzeń kręgowy Marysi. Nie pomogło męczenie dziewczynki seriami cholernie drogich, skoncentrowanych neurotrofin (substancji wzmagających wzrost włókien nerwowych). Wdało się zakażenie, mało brakowało, a Jaś zostałby jedynakiem.
Biznesmen pokrył wszystkie koszty skomplikowanej operacji kręgosłupa, zapłacił za rehabilitację, drogie leki, wózek inwalidzki, dostosowanie mieszkania do potrzeb niepełnosprawnej osoby... Cała sprawa przebiegła bez ingerencji wymiaru sprawiedliwości. Sprawca ofiarował się również, że co miesiąc będzie płacił matce Marii pięć tysięcy euro... Zapytasz pewnie, Czytelniku, dlaczego więc matka dziewczynki musiała powrócić do szpitala? Otóż w niecałe trzy miesiące po wypadku mężczyzna winien kalectwa Marii popełnił samobójstwo. Skoczył z mostu Świętokrzyskiego w brudne odmęty Wisły. Nie musiał długo czekać na śmierć, nie musiał się nawet topić - woda w Wiśle, pełna toksyn, brudów i przemysłowych odpadów, zabija sama w sobie. Wypij pół szklanki i spróbuj nie zejść z tego świata do północy... Nie wiadomo, co było przyczyną ostatecznej decyzji biznesmena. Wyrzuty sumienia? Odejście żony? Bankructwo? Wbrew pozorom Ewa chciała wierzyć, iż nie było to spowodowane jego poczuciem winy. Umiała wybaczać.