Intruz w pracowni 2,3,4
„Jejciu, jak tak będę reagować na te jego zaloty, to sama się wkopię, a on wygra” pomyślała. Musi jak najszybciej przywołać się do porządku i traktować te jego teksty, i jego samego z większą obojętnością oraz nałozyć na twarz kamienną maskę obojętności, a nawet pogardy. Może być jednak ciężko, bo chyba zdążyła już go polubić.
-O czym myślisz?
-Hm?
-Nic nie mówisz, to zakładam, że o czymś myślisz. Chciałbym wiedzieć, o czym.
-Nie ważne.
-Pewnie, co znowu będziesz pisać.
-Yhm- Diana potwierdziła dla świętego spokoju, choć dalekie to było od prawdy.
-Prowadzisz bloga?
-Nie.
-To co? Książkę piszesz?
-Coś w tym rodzaju.
-Mogę przeczytać?
-Jak skończę. Ale wątpię, że ci się spodoba. To bardziej dla kobiet.
-Nie szkodzi. Poczytać zawsze można.
-Lubisz czytać?
-Jak nie jest to nic długiego i jest ciekawe.
-To będzie długie- powiedziała Diana od razu, żeby odwieść go od pomysłu czytania jej opowiadania.
-Ale na pewno ciekawe- Patry wcale się nie zraził- A jak ciekawe, to szybko przeczytajm.
-Może.
„Kurczę bl;ade, co zrobić, żeby on przestał do mnie gadać? Albo żeby się tak nie interesował chociaż…”
-Literatura kobieca na pewno nie bedzie cię interesować- powiedziała i zmieniła temat- O której chcesz iść do tego lasu?
-Obojętnie. Mamy cały dzień przed sobą.
-w takim razie za godzinę ruszamy. Zaraz naszykuję rowery, a ty je napompujesz.
-Nie masz dzisiaj nic do roboty?
-Mam, ale to zrobię po powrocie. Im szybciej wyruszymy, tym szybciej wrócimy. Jakieś jedzenie na drogę ci przygotować?
-A długo będziemy?
-Zależy od ciebie.
-To przygotuj.
Diana wstała od stołu i włożyła brudną miskę do zlewu.
-Jak skończysz, to przyjdź do garażu.
O dwunastej w płudnie zrobili sobie przerwę. Usiedli na brzegu rzeki i wyciągnęli kanapki.
Patrykowi bardzo spodobał się tutejszy las i okoliczne wioski. Zaczął rozważać, czy by się tu nie przeprowadzić. Kupiłby sobie jakiś mały domek nad rzeką albo sam wybudował. Wreszcie spłeniłby swoje największe marzenie. Otworzyłby tartak i nareszcie poczuł, że jego praca ma konkretny cel.
Patryk odetchnął głęboko. W końcu poczuł się szczęśliwy. Diana dobrze mu doradziła. Nie mówi dużo, ale jak już powie, to konkretnie i mądrze.
-Jak ty to robisz, że jesteś taka mądra?
-Wcale nie jestem mądra- Diana zaprzeczyła.
-Jesteś- powiedział z przekonaniem- Mówiłaś mi, żebym rzucił to całe śpiewanie. Zrobiłem to i od razu czuję się lepiej. Skąd wiedziałaś, że tak będzie?
-Oglądam filmy, cfzytam książki, obserwuję ludzi, co robią w życiu i jacy przy tym są. Jak coś jest nie tak, to znaczy, że tak robić nie mam. Stara szkoła, żeby uczyć się na błędach innych. Nic nadzwyczajnego. A to, że inni koniecznie muszą się uczyc na błędach swoich, to świadczy tylko o ich głupocie. Ja wolę ich unikać, bo przez to jestem szczęśliwsza.
-Też bym tak chciał.
-Chcieć to móc. Wystarczy, że się wysilisz.
-Jak?
-Włączysz myślenie. Po to masz mózg, żeby go używać. A jak już wymyślisz, to się trzymasz się tego jak rzep i nie puszczasz nawet pod wpływem presji.
-Czyli jak powiem rodzinie, że chcę otworzyć tartak, to mam przy tym obstawać nawet jakby mnie wyśmiali, albo powiedzieli, że to zbyt obciachowe jak na nasze nazwisko?
-Dokładnie.
-Będzie ciężko- Patryk spochmurniał.
-Dasz radę- Diana pocieszyła go-Znajdź argumnty, które przemawiają za twoją decyzją. Może akurat ich przekonasz. A jak nie, to znaczy, że też należą do głupich.
-Dzięki za radę. Ale i tak wątpię, że się uda.
-Czemu od razu skazujesz sibie na porażkę? Nie dziewota, że połowie ludzkości coś wychodzi, skoro każdy z nich tak myśli. Tak nie wolno! Masz wirzyć, że ci się uda, bo wtedy na pewno tak będzie. Jak będziesz ciągle mówił, że nie umiesz, że to nie wyjdzie, to faktycznie nie ma prawa wyjść.