Mała Księżniczka
Zawiało sierpniowym chłodem. To jeszcze lato, dookoła zieleń wypełniła wszelkie zakamarki szarości. Powietrze było ciężkie. Będzie burza. Przewidywalnym spojrzeniem uniosłam oczy ku niebu. Zagrzmiało! Zamknęłam oczy i niewiadomo jak i kiedy znalazłam się w przestrzeni innego czasu. Biała sala, jakaś pielęgniarka lekarz i mała dziewczynka, bezbronna istotka nad którą pochylają sie obce twarze. Coś szepczą, tak cicho jakby bali się że Mała ich usłyszy . Próbuje podejść bliżej. Ogarnia mnie dziwny chłód i strach. Zaczynam się nagle bać. Zauważam kątem oka, że ta Mała też się boi! Ale czego? Stoję z boku i staje się nagle obserwatorem czyjegoś życia.
Czyjego? Nie wiem, jeszcze nie wiem.
W oddali słyszę kołysankę. "Idzie niebo ciemną nocą ma w fartuszku pełno gwiazd..." To kołysanka mojej Mamy. Słyszę jej słodki głos i ciepło rąk. Czuje bicie serca To moja Mama, moja jedyna najdroższa Mama! Uśmiecham się do siebie. To miłe kiedy ma się dobre wspomnienia. Pachnące Mamą, Tatą i domem. Z tej zadumy i miłych wspomnień wyrywa mnie płacz Małej. Jest sama. Nie ma Mamy, Taty, Domu, nie będzie miała wspomnień. Nie słyszy słodyczy w głosie Mamy, jaką chciałoby usłyszeć każde dziecko. Nie patrzą na nią żadne ciepłe oczy. I życzeń nie ma na ozdobnych kartkach: "Z okazji narodzin waszej córeczki,
która swoim przyjściem na świat
uradowała tak wiele osób....."
URADOWAŁA TAK WIELE OSÓB...co za paranoja, jakaś fikcja, bzdura...Bo przecież nie ma nic prócz zimnej szpitalnej sali i słów, które echem się odbijają...."Boże ta Mała nawet nie ma imienia...."
N-I-E-M-A-I-M-I-E-N-I-A! Mała "Nikt",
M-A-Ł-A N-I-K-T...odpowiada echo!
Mijają dni jeden po drugim, jeden po drugim....kiedy to się skończy!
Mama nie przychodzi! Mama nie przyjdzie!
Nie utuli na dobranoc, nie powie: "Jaka jesteś cudna...bo moja, tylko moja"
O Boże! ściskam z bezradności dłonie. Przybliżam się do szpitalnego łóżeczka, w którym leży ta bezbronna istotka. Ogarnia mnie chęć przytulenia Małej i nagle zastygam w bezruchu! Mała ma moje oczy, i moje usta. Patrzymy na siebie ufnym wzrokiem. Pochylam się nad Małą, moje łzy mieszają się z jej "niełzami", ponieważ ich jeszcze nie ma. Przytulam ją spojrzeniem i cicho szepczę z nadzieją w głosie: Mama przyjdzie, już niedługo przyjdzie!
4 miesiące trwała ta tułaczka po zimnych korytarzach szpitala, aż w końcu w grudniu przyszedł Święty Mikołaj i powiedział, że ma dla Małej prezent...prezent w postaci cudownych kochających dłoni, które zaczną przytulać, oczu, które będą patrzyć z troską, ciepła skóry do której będzie mogła się przytulić....To Mama i Tata...To cudowni nowi Rodzice....A nie ważne czy nowi, czy Ci sami co zostawili na tak długo...ważne, że Rodzice...i Dom, i zapach....zapach choinki, bo to przecież Święta! I słowa w ustach cudownych ludzi: Nasza mała kasiężniczka, nasza córeczka!
Obudziłam się z zadumy i wpomnień. Sierpniowy wiatr ucichł, minęła burza i znowu zaświeciło słońce.