Iks-X /2/
***
Kiedy śniłem, Beti wstała wcześniej, naparzyła ulubionej kawy Prima i zjadła bezglutenowe ciasteczka oraz takież same wafle. Była uczulona i za każdym razem, jak zamawialiśmy pizzę, potem czuła się gorzej.
Odetchnęła z ulgą, gdy ujrzała moje ciało z lekko unoszącą się i opadającą klatką piersiową, co zauważyła patrząc na kołdrę. Był wszak listopad i powoli jesień chyliła się ku odejściu poza horyzont zdarzeń.
Wyszła z domu około ósmej, wsiadła w drugi samochód z automatyczną skrzynią biegów, stworzoną - z całym szacunkiem - specjalnie dla kobiet. Ja tolerowałem tylko manualną, jeszcze może pogodziłbym się ze skrzynią typu sportowego, tiptronic, gdzie sprzęgło jest zbędne. Ale automat - nigdy w życiu!
Kiedy jechała do swojej pracy jako sekretarka w gabinecie siostry, otworzyłem szeroko oczy. Tym razem intuicyjnie poczułem, że historia dwa razy się nie zdarza, choć niektórzy mówią o tym, że się właśnie powtarza. Wiedziałem, że poprzedniego dnia zapomniałem zdjąć soczewki kontaktowe, okulary były zatem niepotrzebne. Od soczewek miałem lekko podrażnione, czerwonawe z lekka oczy. Wiedziałem, że jak je ściągnę, to wszystko wróci do normy.
Zanim przetarłem oczy, już się domyślałem. Ponownie byłem w tym samym mieszkaniu, przy Słowackiego 44 i nie musiałem wyglądać za okno. Singielka “Magda” spała snem złotym i spokojnym oraz na tyle głębokim, że znowu nie miała pojęcia, iż w jej czteropokojowym, kupionym z myślą o przyszłości, mieszkaniu ponownie znajduje się nieproszony gość. Coś w stylu “persona non grata”.
Nie miałem czasu, odsunąłem kołdrę, na szczęście osobną i wtedy mną wstrząsnęło….
***
Tymczasem w naszym podpoznańskim bliźniaku ktoś spał na moim miejscu. Jak się później dowiedziałem, Beti po powrocie około 16.30 z pracy ucieszyła się na mój widok. Spytała, jak minął dzień. Mówiłem, że dobrze, choć nic z niego nie pamiętam. Niepamięć wsteczna. Może amnezja selektywna. Może coś innego. Diabli wiedzą. Szybko się ubrałem i wyjechałem do pracy, aby znowu dowieźć ludziom posiłki dietetyczne, indywidualnie spersonalizowane dla każdego klienta osobno…
***
Nie miałem ciała. A właściwie trochę nie miałem, trochę miałem. Gdy odsuwałem kołdrę, moja prawa dłoń świeciła jakimś światłem o barwie, której nie znałem. Nigdy nie spotkałem się z takim kolorem. Nie starczyłaby skala palety. Potem coś mnie uniosło lekko w górę. Nie czułem zwyczajnej ociężałości, która zawsze z powodu prawa grawitacji, rano mi dokuczała, aż się nie rozkręciłem po smacznie przespanej nocy.
Nagle z przerażeniem dostrzegłem, że mam na sobie zamiast zwyczajnej piżamy coś jakby szatę utkaną ze światła, sto razy jaśniejszego od słońca. A mimo to światło wcale nie oślepiało, ogrzewało i przenikało każdą komórkę mego ciała. Wtem, gdy oglądałem swoje nowe wcielenie, kobieta o jasnych włosach i zapewne błękitnych oczach, jeszcze nie wyblakłych stresem życiowym, poruszyła się, otworzyła oczy, wzięła z nocnego stolika smartfona i sprawdziła godzinę. Odkąd w telefonach jest pełna data i zegarek, coraz mniej osób nosi zegarki naręczne. Z przerażenia zamarłem niczym katatonik i poczułem, jak lekko się unoszę, pokonując najwyraźniej prawo Newtona, i “lecę” w kierunku innych części mieszkania. Zaraz za mną szła półnaga “Magda”, która najpierw weszła do łazienki, a potem po porannych ablucjach, weszła do kuchni, gdzie siedziałem przy stole przerażony, że zaraz zacznie się real-thriller…