I stał się cud - czyli opowiadanie, które napisałam dawno temu.
Poznałam Adama, kiedy zaczął spotykać się z moją matką. Była wówczas w separacji z moim ojcem. Ojciec był cholerykiem i krótko mówiąc gnidą – nie obrażając tego skądinąd niewinnego, choć nieprzyjemnego zwierzątka – i w napadach złości zdarzało mu się uderzyć moją matkę. Gdy jego zachowanie było już nie do zniesienia, mama wystąpiła o separację. Kilka miesięcy po rozstaniu zaczęła spotykać się z Adamem – kolegą z pracy. Kiedy pierwszy raz ujrzałam przyjaciela Róży (mamy), doznałam szoku.
- Emilio, przedstawiam ci Adama. Spotykamy się od jakiegoś czasu. Myślę, że się polubicie - powiedziała patrząc na niego maślanymi oczami.
Stałam jak wryta zamiast wyciągnąć rękę i przywitać się – jakby mnie zamurowało.
Przede mną stał wysoki, przystojny, około trzydziestoletni brunet, o przecudnych błękitnych oczach i szczerym uśmiechu. Kiedy wreszcie udało mi się oprzytomnieć podałam mu rękę.
- Miło mi pana poznać.
- Przecież możecie mówić do siebie po imieniu – wtrąciła rozanielona mama.
- Rzeczywiście, tak chyba będzie wygodniej – odrzekłam.
- Adam – powiedział przyjaciel Róży, całując mnie w dłoń. Nie lubiłam tego zwyczaju, ale tym razem jakoś mi to nie przeszkadzało.
Z biegiem czasu Adam stawał mi się coraz bliższy. Inteligentny, szarmancki, opiekuńczy, jednocześnie silny i pewny siebie mężczyzna sprawił, iż zaczęłam patrzeć na niego inaczej niż na partnera matki. Spędzaliśmy razem mnóstwo czasu; jeździliśmy konno, chodziliśmy po górach, do kina i teatru. W wiele z tych miejsc wybieraliśmy się tylko we dwoje. Róża lubiła inne formy rozrywki, inne klimaty – jak mawiała. Nie miała nic przeciw naszym wyprawom; wiedziała, że Adam jest w niej zakochany i że z naszej strony nie ma się czego obawiać. Niestety sprawa zaczęła się komplikować.
Zakochałam się. Tak, zakochałam się w chłopaku swojej matki; w tym cudownym człowieku, z którym spędzałam każdą możliwą chwilę; z którym śmiałam się do łez, na którego ramieniu wypłakiwałam moje żale do świata; człowieku, który umiał sprawić, że słońce wstawało tylko dla mnie; w towarzystwie, którego czułam się bezpieczna, doceniana, a czasem nawet rozpieszczana. Wiedziałam, że między nami coś zaiskrzyło, że Adam czuje do mnie coś więcej niż sympatię. Wyczuwałam to w jego gestach i zachowaniu. Nigdy jednak o tym nie rozmawialiśmy, dopóki podczas jednego ze wspólnych seansów filmowych wystraszyłam się i odruchowo złapałam go za rękę. Spojrzeliśmy na siebie i każde z nas zrozumiało, że nasze relacje muszą się zmienić, jeśli nie chcemy, aby ktoś ucierpiał z powodu uczucia, które nas łączy i które staje się coraz głębsze. Uznaliśmy więc, że ograniczymy nasze kontakty; i tak też się stało - choć nie mogłam przestać o nim myśleć. Chwile, które spędzał z Różą, i ja udająca, że mnie to cieszy... było to dla mnie koszmarem.
Kiedy dostałam propozycję wyjazdu służbowego za granicę - na kilka tygodni – skorzystałam bez wahania. Wiedziałam, że to jedyny sposób, by odchorować tę zakazaną miłość. I w jakimś stopniu udało mi się; poznałam fajnych ludzi, zaprzyjaźniłam się. Poza tym głowę miałam zaprzątniętą pracą, a w wolnych chwilach podziwiałam kraj, w którym się znalazłam.
Podczas jednej z rozmów telefonicznych z Różą dowiedziałam się, że rozstała się z Adamem. Mama nie chciała mówić o szczegółach, a ja nie chciałam pytać. Wracałam do domu spokojniejsza. Nie myślałam już tyle o Adamie, a myśl, że nie spotkam go u matki i nie będę musiała przyglądać się ich zażyłym relacjom była dla mnie kojąca. Wiem, było to z mojej strony egoistyczne.
Jakież było moje zdziwienie, kiedy drzwi do domu otworzył mi... Adam. Kiedy go zobaczyłam poczułam ogromny przypływ emocji; czułam, że moje oczy stają się wilgotne ze szczęścia. Miałam ochotę przytulić go z całych sił i już nie puścić; nie oddać nikomu.
- Cudownie, znów tu jest, może czeka na mnie! - pomyślałam. - O nie! Znów wszystko, o czym starałam się zapomnieć wróciło! - to była moja kolejna myśl.