I stał się cud - czyli opowiadanie, które napisałam dawno temu.
Przez moment siedziałam w osłupieniu, nie do końca rozumiejąc, co się wydarzyło. W końcu doszłam jednak do wniosku, że to są ich sprawy i wróciłam do zajęcia. Minęło kilka minut, kiedy do pokoju wparował wściekły Adam.
- Ja nie wiem! Ja nie wiem, o co tej kobiecie chodzi! Raz chce być ze mną, potem znów nie; kocha mnie, a nie pozwala, abym został na noc… - był wściekły.
- Uspokój się. Co się stało? – zapytałam spokojnie.
- Twoja matka wyrzuca mnie z domu. To już koniec, ja tak dalej nie dam rady. Albo się jest razem albo nie. Wynoszę się stad. – i wyszedł.
Wybiegłam za nim.
- Poczekaj. Pójdę z tobą.
Nie oponował.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz zatrzymał się, spojrzał na mnie i powiedział:
- I co? Cieszysz się, że z Różą to już koniec?! – był zły i zdruzgotany.
Patrzyłam na niego z bólem serca. Z jednej strony, tak, cieszyłam się – był wolny. Przede wszystkim jednak było mi go żal. Wiedziałam, że kochał moją matkę.
- Przykro mi, że tak się stało – odpowiedziałam szczerze.
Adam uspokoił się i nieoczekiwanie dla mnie, przytulił mnie do siebie.
- Przepraszam – wyszeptał.
I tak zaczęła się nasza historia.
Stał się cud.
Nigdy nie wracaliśmy w rozmowach do tego dnia, ani z Różą ani z Adamem. Wyprowadziłam się z domu i zamieszkałam z ukochanym. Z biegiem czasu Róża zaakceptowała nasz związek.